Skocz do zawartości

Yahoo86

Użytkownik
  • Postów

    407
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Yahoo86

  1. @MaxaM Tu właśnie jest sedno sprawy - większość tej „roboty”, o której piszę, nie wynika z tego, że energetycy się obijają albo robią coś bez sensu, tylko z tego, że infrastruktura jest stara i długo nie była modernizowana, bo zawsze „nie było pieniędzy”. Przycięcie drzew, wymiana izolatorów, przebudowa linii SN na kablową, dołożenie automatyki - to wszystko redukuje awarie, ale… to są ogromne koszty i latami było to odkładane na później. Tak jak piszesz: po modernizacji w Twojej okolicy problem zniknął. Ale zanim do tego doszło, ekipy musiały jeździć na każdy podmuch wiatru, często po nocach, po 12-16 h. I właśnie z tego robi się te 60-80 h tygodniowo. Czy „nie można było tak od razu”? Można było - tylko że inwestycje w sieć są drogie, a spółki miały latami strategię „łatania bieżącego”, zamiast modernizacji. Dlatego teraz energetyka nadrabia zaległości sprzed 20-30 lat, a ludzie pracują na 200% możliwości, bo braki kadrowe są gigantyczne. Tutaj @Camis dobrze podpowiedział - często zamiana napowietrznej SN na kablówkę rozwiązuje 80% problemów. Ale żeby to zrobić, ktoś najpierw musi te wiatrołomy, zerwane przewody i trafo ogarniać - i to właśnie robią ekipy, o których pisałem.
  2. @MaxaM Tani prąd brzmi fajnie , dopóki nie liczyć, ile godzin trzeba włożyć w jego wytworzenie i utrzymanie. Dopóki nie ogarniemy faktycznych 40+8 h i braków kadrowych, 35-38 h pozostaje tylko forumowym marzeniem. @oldfashioned Nic nie zrobisz - nawet jeśli zgłosisz do PIP, pracodawca dostanie groszową karę i realnie nic się nie zmieni. O zwolnieniu też możesz zapomnieć, bo braki kadrowe w energetyce są ogromne. Może gdyby płacili sensownie, ludzie nie uciekaliby na B2B. Szczerze mówiąc, moim skromny zdaniem, energetyka powinna być traktowana jak zawód uprzywilejowany – z wcześniejszą emeryturą, co dodatkowo trzymało by ludzi na etacie. Sorry, ale jak w służbach biorą byle kogo, to trudno nie zniechęcić się do całego systemu.
  3. Brzmi świetnie: 35-38 godzin pracy. Szkoda tylko, że w energetyce ludzie często robią normalną zmianę + nadgodziny + dyżur interwencyjny, co realnie daje 60-80 h tygodniowo. Jasne, że to nie jest zgodne z KP, ale firmy „nie widzą problemu”, bo energetyka nie może stać i rozlicza się średnią z całego okresu (1-3 miesiące), a nie pojedynczy tydzień. Moim zdaniem najpierw ogarnijmy realne 40 h, zanim zaczniemy mówić o ich skracaniu.
  4. Idea urlopu regeneracyjnego brzmi sensownie - wypalenie zawodowe w technicznych branżach to fakt. Ale w sektorze B2B, szczególnie przy zleceniach dla PSE/OSD, to mało realne. System musiałby obejmować nie tylko etatowców, ale też samozatrudnionych, bo dziś większość inżynierów pracuje właśnie tak. Może lepszym kierunkiem byłby jakiś fundusz regeneracyjny albo ulga podatkowa za przerwę w pracy po iluś latach???
  5. Yahoo86

    Zestaw 5.1 do PC

    @aureumchaos wiem że to nie ta półka cenowa, ale wtrącę od siebie. Jeśli zależy Ci na prawdziwym dźwięku przestrzennym, a nie tylko logo Dolby/DTS, to lepiej rozważyć system oparty o monitory bliskiego pola i miniDSP zamiast gotowego zestawu kina. Z906 i podobne grają efektownie, ale to tylko skompresowany sygnał Dolby Digital, często z dużą utratą jakości. Z praktyki - dobry zestaw np. 4-5 monitorów studyjnych (Kali IN-5/IN-8, Adam, Neumann itp.) + miniDSP + UMIK da o wiele lepszą przestrzeń, detaliczność i naturalność niż większość kin domowych, nawet tych w okolicach 20k. Monitory bliskiego pola są mniej wrażliwe na kiepską akustykę pokoju, a DSP pozwala łatwo wyrównać fazę, opóźnienia i charakterystykę tonalną. Krótko mówiąc - lepsze cztery dobrze ustawione monitory niż sześć przypadkowych głośników z dziurami w paśmie i dekoderem Dolby. Jeśli chcesz 5.1 z gier, podłącz analogowo 3×jack-RCA, ustaw 5.1 w Windowsie i masz pełne surround bez żadnych dekoderów - tylko że to jest takie „słuchawki gamingowe” a Audeze LCD-XC. PS: gwarantuje że bliskie pole 4.0 + miniDSP + UMIK nawet przy stereo wyrywają z butów (w forza horizon/motorsport to jest miód).
  6. @Camis jak oceniam, Ale na serio, likwidacja tych opłat to bardziej kwestia księgowa niż realne oszczędności. W praktyce przesuną je do innych pozycji lub pokryją z budżetu państwa, więc ostatecznie i tak zapłaci obywatel - tylko nie na rachunku za prąd, a w podatkach. Szczerze mówiąc, dopóki nie zmieni się struktura kosztów (czyli mniej dopłat do starych bloków, więcej inwestycji w nowe źródła), to niewiele się zmieni. @janek25 Pewnie zlikwidują... żeby za tydzień dodać „opłatę za brak opłat” W tym kraju nic nie ginie, tylko zmienia nazwę i numer paragrafu.
  7. @Badalamann Jak na „chłopskorozumowego hardcora” to chyba całkiem dobrze pamiętam raporty URE Ale spoko - nie biorę tego do siebie - komentarz był skierowany raczej do @janek25. @Kris194 poniższe nie jest może dokładnie tym, czego oczekujesz, ale daje całkiem przyzwoity wgląd. Jeśli masz czas i ochotę - dane z URE/GUS/spółek/emisje/ETS po analizie dadzą lepszy obraz kosztów (niestety część raportów nie jest dostępna dla przeciętnego obywatela, a inne są płatne). https://www.jagiellonski.pl/wp-content/uploads/2024/02/Raport-IJ-p6.pdf Polecam całość. Na skróty warto przeczytać strony: 8-10, 20-25, 30-35, 40-45. PS: Publikacje Forum Energii, WiseEuropa, Instrat czy PiE dość często robią gotowe zestawienia na podstawie URE/GUS - w wolnym czasie (oraz jak mnie najdzie ochota )poszukam ciekawszych i dam linki.
  8. @Kris194 wybacz, ale nie mam teraz siły na szukanie konkretnych linków - właśnie wróciłem do domu ponownie i dopiero jem obiado-kolację Dane są dostępne, tylko trzeba się przekopać przez raporty URE i spółek energetycznych. Z pamięci (mogę się trochę mylić co do proporcji): Stare bloki - ok. 40% (konserwacja i eksploatacja) Przesył - ok. 25% (utrzymanie i modernizacja infrastruktury przesyłowej, w tym stacji) OZE - ok. 15% (nowe moce, oraz utrzymanie i subsydia dla istniejących instalacji). Gaz i atom - ok. 10% (nowe bloki gazowe, modernizacja sieci i rezerw gazowych pod potrzeby energetyki). Różne / administracja / drobne projekty - ok. 10% Generalnie większość wydatków wciąż idzie na utrzymanie starych bloków, które są mało efektywne, a inwestycje w nowe moce (OZE, gaz, atom) to wciąż mniejsza część budżetu. Dlatego właśnie rachunki rosną i będą rosnąć - dokładamy do systemu, który już dawno powinien być zmodernizowany (nie chce nikogo smucić ale to tylko przedsmak co będzie).
  9. @CozyHog aha - super, że Fosi się sprawdza (możliwe, że ja doradzałem, ale szczerze - już nie pamiętam ), TPA3255 to bardzo fajna i przyzwoita kostka. Tak jak pisałeś - bas‑reflex z tyłu przy parapecie może być problemem, więc bardzo dobrze kombinujesz z ELAC - dziura z przodu, więc ustawienie blisko szyby powinno być łatwiejsze. Warto poszukać i poczytać opinie na forach - na pewno coś ciekawego znajdziesz. Mógłbym podsunąć jeszcze kilka modeli, tylko że one już wyciągną sporo więcej złotówek z portfela i będą mocno wychodziły poza Twoje wymogi wymiarowe. PS: Odnośnie Wharfedale EVO 4.2 - osobiście bardzo mi się podobały: ładnie/solidnie wykonane, średnica i góra bardzo czyste, scena też ok. Minusik taki, że basu mogłoby być kapkę więcej i gdyby niżej schodził - poziom Kali to nie jest, ale byłbym w stanie ich używać na co dzień. Dla brata to były już za duże „krowy”
  10. @Send1N niestety, pasywne średnie/duże pole to nie mój konik, chyba że mówimy o ESL, przy okazji dzięki za pamięć o mnie. @CozyHog dla brata przerobiłem kilka małych pasywnych/popularnych i z ciekawszych (czytaj poprawnie grających) według twoich kryteriów to może: ELAC Debut 2.0 B5.2 Bookshelf Speaker – DB52 - bas ujdzie, ciepłe tylko scena tyłka nie urywa. Wharfedale DIAMOND 12.1 - były dość muzykalne z aspiracjami do w miarę równego grania, mniej ciepełka od Elac-a, ale scena delikatnie szersza i głębsza. Szczerze nie mam pojęcia jak powyższe zagrają na parapecie - u mnie to pokój cały w piance-piramidce jest, więc warunki inne. Skończyło się na tym, że ja i brat byliśmy zachwyceni tanimi edkami MR4 i zostały - może tak aktywne monitory bliskiego pola Cię zainteresują - tylko to nie ta charakterystyka której oczekujesz. Może ktoś lepiej doradzi.
  11. @MaxaM dokładnie - to nie zależy tylko od szerokości geograficznej, ale przede wszystkim od samego człowieka i jego przyzwyczajeń. Moja babcia mieszka w 55 m2 i dla niej to duże mieszkanie. Moje 71 m2 jest już ogromne. Dla mnie z kolei jej mieszkanie jest małe, a moje - średnie. Wszystko zależy od perspektywy @Totek @Ryszawy w pełni się zgadzam - 40 m2 dla jednej osoby ujdzie, a 60 m2 dla dwóch to takie sensowne minimum. 71 m2 dla mnie oraz osoby na wózku to w zupełności wystarczająca przestrzeń. Kupione ponad 10 lat temu za ok. 430 tys., a ponad drugie tyle pochłonęło przystosowanie mieszkania dla osoby niepełnosprawnej, mojego hobby i pracy. Czynsz teraz to niecałe 1000 zł (bez prądu i gazu, ciepło z sieci). Szkoła podstawowa za oknem, Lidl 260 m od bloku, dawne gimnazjum 600 m, przychodnia 400 m, garaż praktycznie pod oknem, a przystanek autobusowy 20 m - ponad 15 linii, więc wszędzie da się dojechać. Dla dziecka do szkoły czy coś - idealnie. Brakuje mi tylko paczkomatu pod blokiem @LeBomB uprzedziłeś mnie z odpowiedzią
  12. @Ryszawy z metodologicznego punktu widzenia wybór większych mieszkań w dużych miastach ma sens - inaczej porównanie z Nowym Jorkiem byłoby nierówne. Tylko że dla przeciętnego warszawiaka 85 m2 to naprawdę sporo, więc takie liczby od razu robią wrażenie wyższych niż w rzeczywistości. Gdyby liczyć na m2 albo na osobę, Warszawa wypadłaby zapewne dużo łagodniej.
  13. @LeBomB No właśnie, te 85 m2 robi swoje Średnie mieszkanie w Warszawie ma teraz chyba 50-55 m2, więc koszty z raportu od razu wyglądają jak z luksusowego penthousu - pewnie o 50-60% zawyżone w stosunku do przeciętnego lokum. Gdyby policzyć na m2 albo na osobę, Warszawa wcale nie wypadałaby tak źle - szczególnie patrząc na zarobki. Może dlatego grafika robi wrażenie „szokującej” - bo zapomniano o skali metrażu. U mnie w bloku tradycyjnym z lat 60. (murowano-żelbetowym) mieszkania mają 35 m2 w środku i 55 oraz 71 m2 na narożach. Obok stoją osiedla z wielkiej płyty z różnych okresów, gdzie metraż waha się od 35 do 65 m2 - czyli prefabrykowana loteria A tu panie 85 m2 … gdzie to niby w Warszawie stoi?
  14. @janek25 Pewnie, że niektóre silniki z PRL dalej chodzą - były przewymiarowane, ciężkie, proste jak budowa cepa i robione z zapasem, a nie pod Excela. Dziś sprzęt niby się „psuje”, ale jak ktoś kupuje wyżyłowany badziew na plastikowych tulejach, bo „tanio i ładnie wygląda”, to nie dziwota, że pada zaraz po gwarancji. Ja dalej używam narzędzi, które robią w terenie - w błocie, w deszczu, w śniegu, w nocy i pod napięciem. Ale to nie jest sprzęt z koszyka „industrial premium 149,99 zł z wysyłką z Polski”. To przemysłówka - kosztuje swoje, ale działa tak, jak trzeba. Tak przy okazji - dziś, jak się dobrze poszuka i zagłębi w temat, to nadal można znaleźć przyzwoite rzeczy. Szukałem z 4 lata temu małej wiertarki do drewna (bez udaru, do domu). Makita, DeWalt - do 2,5k zł - miały bicie 1,5 do 3 mm (kupiłem kilka sztuk, bo nie wierzyłem) Znalazłem Hikoki/Hitachi D10VC3 - ułamek ceny, plastikowa obudowa, ale przekładnia robiona jeszcze „po staremu”. Bicie 0,2 mm i do dziś śmiga. Do dłubania w domu przy drewnie, meblach czy półkach - jak znalazł. Mam pralkę i pralko-suszarkę od LG - w pełni rozbieralne, części dostępne w PL i UE. Szukałem i czytałem z tydzień, żeby znaleźć coś sensownego. Nierozbieralnego badziewia jest cała masa - jak ktoś kupuje z marszu, bo „tanie i ładne”, to potem płacze, że się nie opłaca naprawiać.
  15. Za Gomułki to i napięcie skakało między 180 a 240V i nikogo nie dziwiło, że silnik się spalił po 2 miesiącach. Dziś zasilamy szpitale, przemysł, automatykę - to inna liga. Wtedy wystarczała latarka i piec kaflowy - dziś jak padnie, to TikTok przestaje działać i zaczyna się narodowy kryzys
  16. Społeczny opór to jedno - ale nie ma protestów, które przywrócą zasilanie w szpitalu po zwarciu. Dlatego zamiast widłami, wolę działać narzędziami i rozumem. Taki mój wkład w to, żeby nie trzeba było wychodzić na ulicę.
  17. Jasne, frustracja jest zrozumiała - ale my tu mówimy o interwencjach technicznych. Jak jest awaria sieci, nie idziemy z widłami, tylko robimy rozdział, naprawiamy i przywracamy zasilanie. Panika nic nie da, technika i organizacja tak.
  18. @galakty @Dimazz @MaxaM @Totek Wjedę do SCT swoim gruzem, bo realizuję interwencje jako pojazd techniczny. SCT mają wyjątki dla służb, pojazdów specjalnych i sytuacji awaryjnych - a do awarii w środku nocy nikt nie wyśle elektryka z 2 cm prześwitu. Mój gruz może i śmierdzi ON, ale jak padnie zasilanie, to jest pierwszy na miejscu. Elektryki w tym czasie będą szukać ładowarki w lesie albo walczyć z błotem w trybie eco Defender TD5, agregat, przewody, drabina, narzędzia - i jazda. Żaden EV nie wjedzie tam, gdzie ja wchodzę na reduktorze i błocie po szyby. Ja przynajmniej wiem, że jak jadę na awarię, to dojadę. A nie będę liczyć słupki procentów baterii i czy mogę włączyć ogrzewanie. I jasne - może kiedyś EV to zastąpią, ale na dziś. W tej pracy niezawodność i dostępność wygrywa z ideologią. @janek25 i tak, jak będzie trzeba, to system się rąbnie… kluczem 27
  19. Przeczytałem kilka ostatnich komentarzy i chciałbym dorzucić swoje 3 grosze - z perspektywy inżyniera energetyka, który od 10 lat pracuje na B2B, razem z małym zespołem (nasza firma liczy 10 osób). Obsługujemy zlecenia od PSE, OSD, firm z PL i z zagranicy. Robimy niemal wszystko oprócz OZE - analizy, wsparcie, szkolenia, przyłącza, dozór, projekty dla stacji i linii od nN do WN. Przeszedłem różne etapy - od spółdzielni mieszkaniowej przez Tauron, Siemensa, aż po własną działalność. Teraz wybieramy tylko te zlecenia, które nas interesują. Mamy wolność działania, dużo większe stawki i dużą satysfakcję z pracy. Czy jest idealnie? Nie. Prawo i przepisy są niespójne i nieprecyzyjne - a w naszej branży to potrafi zabić projekt. Ale mimo tego uważam, że da się w Polsce działać z głową. Nie wszystko to „kradzież” czy „zamordyzm podatkowy” - chociaż oczywiście wiele rzeczy wymaga poprawy. Pracujemy uczciwie, płacimy podatki, nie kombinujemy i mimo to da się żyć. Dla mnie główny problem to nie tyle wysokość podatków, co chaos prawny, brak stabilności i niejasne interpretacje. Warto też powiedzieć wprost: prowadzenie działalności to nie tylko faktura raz w miesiącu. W samym roku wydaję ponad 200 tys. zł na sam soft, licencje BIM, plus max i simcenter. To jest realna skala i nie każdy z zewnątrz to widzi. Może po prostu zamiast generalizować, warto pokazać różne scenariusze? Jeden pracuje na JDG i ma dobrze, drugi się męczy na etacie, trzeci założył spółkę i mu nie wyszło. Każdy model ma swoje plusy i minusy - nie ma jednej drogi. Tyle z mojej strony, podzieliłem się tym co chciałem - pozdrawiam tych, którzy robią swoje bez dorabiania ideologii.
  20. @209458 Jasne, można wszystko wrzucić do jednego worka, jeśli całkowicie zignoruje się różnice w kontekście, przebiegu i skutkach - ale to nie prowadzi do lepszego zrozumienia historii, tylko do jej karykatury. Rozbiory Polski (I i II) były częścią planu stopniowego rozmontowywania państwa polskiego przez trzy mocarstwa. W ich efekcie Polska traciła integralność polityczną i suwerenność, nawet jeśli formalnie jeszcze istniała. Dodatkowo były one elementem długofalowej strategii podporządkowania, co potem objawiło się zsyłkami, rusyfikacją, germanizacją, cenzurą, represjami. To był początek końca państwa polskiego, nie „gra terytorialna”. Zaolzie natomiast było ruchem polityczno-wojskowym na granicy cynizmu i okazji politycznej (Monachium), ale nie miało tego samego ciężaru - ani w celach, ani w skali, ani w skutkach. Było to raczej wykorzystanie zamieszania międzynarodowego do załatwienia sporu, który tlił się od 1918 roku. Nadal - nie chwalę tego, ale też nie udaję, że było to to samo co rozbiory czy agresja ZSRR. Co do „nowego ustroju” - oczywiście, że zmieniło się prawo, bo zmieniła się administracja. Ale to nie to samo, co systematyczne niszczenie struktur społecznych, religijnych i kulturowych jak to miało miejsce np. pod zaborami. Nie ma sensu udawać, że to jedno i to samo. A jeśli chodzi o „zsyłki za powstania” czy „spokojnie to sobie żył” - no cóż, to wersja historii jak z podręcznika wydanego w Petersburgu w 1905 roku. Trzeba bardzo chcieć, żeby tak wybiórczo widzieć przemoc i represje zaborców. Nie usprawiedliwiam Zaolzia. Ale też nie zamierzam robić taniej symetrii, która zaciera różnice między przemocą imperialną a epizodem granicznym, choć politycznie nieczystym. Fakty są ważniejsze niż efektowne porównania i warto się ich trzymać, jeśli ta dyskusja ma mieć jakikolwiek sens.
  21. Różnica polega na skali, intencjach i skutkach. Polska nie zlikwidowała państwa czeskiego, nie eksterminowała ludności, nie narzuciła nowego ustroju, nie planowała okupacji na dekady. Czy to było moralne? Nie - ale też nieporównywalne z tym, co zrobiły Niemcy czy ZSRR. Czy mamy się wstydzić Zaolzia? Jasne, to nie był chwalebny moment. Ale wrzucanie tego do jednego worka z ludobójstwem, aneksją połowy Europy i zniszczeniem państwowości to jednak spora nadinterpretacja. I tak - Rosja, Prusy i Austria mordowały, wynaradawiały, zsyłały i niszczyły kulturę na terenach, które „przyłączały”. Przecież właśnie dlatego mówimy o rozbiorach, a nie o „zmianie granic”. Więc jeśli już chcesz szukać symetrii - porównuj porównywalne rzeczy.
  22. Właśnie wróciłem z pomiarów - miałem odpisać wcześniej, ale coś mnie zatrzymało. Zbieram się do wyjazdu, pakuję trzy torby z miernikami, aż tu nagle dzwonek do drzwi. Otwieram - a tam bardzo sympatyczna, młodziutka dziewczyna w miniówce, przedstawia się i mówi, że reprezentuje Lekarzy Bez Granic. Opowiada, na co zbierają, a ja - mimo pośpiechu - dałem jej kilka minut, bo widziała, że się pakuję (na początku myślała, że jadę na wakacje ). W trakcie rozmowy zażartowałem i zapytałem, czy pomoże mi z najlżejszą torbą (~40 kg), żeby nie musieć chodzić dwa razy - niestety nie dała rady jej podnieść. Sympatyczna przerwa w biegu dnia - gdybym tylko miał więcej czasu… (tu wchodzi wyobraźnia - ale zostawmy to w sferze fantazji ). @hubio wracając do tematu, dzięki za rozwinięcie. Jasne - terror sowiecki był brutalny, a ludność żyła pod ogromnym przymusem, ale spróbujmy to uporządkować: 1. Rosjanie a ZSRR Nie neguję, że wielu ludzi było ofiarami reżimu - to fakt. Ale ZSRR to nie był zewnętrzny okupant narzucony Rosjanom siłą z kosmosu. To rosyjscy rewolucjoniści przejęli władzę, to rosyjscy żołnierze weszli do Polski w 1939, to rosyjski aparat terroru rządził ZSRR przez dekady. Rosjanie byli zarazem ofiarami i współsprawcami tego systemu. Dlatego nie ma sensu dziś mówić, że „to nie Rosjanie nas zaatakowali”. Odpowiedzialność zbiorowa nie wyklucza istnienia jednostek niewinnych - ale historia to nie matematyka, tylko polityczna rzeczywistość. 2. Niemcy po wojnie Zgadzam się - zmienili się jako społeczeństwo. Ale właśnie dlatego mogli wziąć odpowiedzialność za zbrodnie jako Niemcy, nie chowając się za słowem „naziści”. Mówienie: „to zrobili naziści, nie Niemcy” było przez lata formą wyparcia. Przełom przyszedł dopiero wtedy, gdy Niemcy jako naród zaczęli mówić: „To była nasza wina.” I dopiero wtedy przyszła ta prawdziwa zmiana, o której piszesz. 3. Czesi i 1938 To porównanie nie do końca trafione - Polska nie okupowała Czech, nie mordowała ludności, nie zburzyła państwa, nie anektowała na dekady. To była brzydka, ale krótkotrwała gra terytorialna w cieniu układu monachijskiego - nie ludobójstwo ani rozbiór państwa. Więc skala nieporównywalna. Tak, narody się zmieniają, ludzie bywają ofiarami reżimu - ale nie możemy przez to wybielać faktów. To Rosja sowiecka weszła do Polski, a nie jacyś „bezpaństwowi bolszewicy”. I jeśli mamy rozliczać historię uczciwie, to trzeba nazywać rzeczy po imieniu - niezależnie od tego, kto je mówi. EDIT: zapomniałem o spoilerze
  23. @hubio(wybacz że nie cytuje tylko zwinąłem w spojler) dzięki za rzeczową odpowiedź - kilka słów ode mnie: Oddzielanie Rosji od ZSRR to trochę jak próba mówienia, że Niemcy to nie III Rzesza - historycznie i politycznie to sztuczny zabieg. ZSRR to był rosyjski projekt polityczny i militarny. Mówienie, że „zaatakowali nas bolszewicy, a nie Rosjanie” to jak mówienie, że „to nie Niemcy, tylko naziści” - semantyka, która rozmywa odpowiedzialność. Korwin - nawet jeśli chce być precyzyjny historycznie, to jako polityk musi brać odpowiedzialność za odbiór słów. Jeśli potem trzeba go tłumaczyć przez tydzień, to znaczy, że coś jest nie tak. A niektóre wypowiedzi (np. o Buczy czy komorach) balansują już nie na granicy kontrowersji, ale prowokacji. Rosjanie dziś, jasne, propaganda robi swoje, ale duża część społeczeństwa wspiera Putina lub przynajmniej milczy. W systemie autorytarnym to trudne, ale brak sprzeciwu to też postawa. Sojusze z Rosją bywały, ale generalnie Rosja (carska, sowiecka, putinowska) była wobec Polski agresywna. Dlatego te próby oddzielania „Rosjan” od historii agresji są, moim zdaniem, mocno na siłę. Na koniec - zgoda, warto rozmawiać. Ale na gruncie faktów historycznych, a nie miękkich interpretacji.
  24. Oczywiście rozumiem, że warto oddzielać reżim od narodu, ale to nie zmienia faktu, że ZSRR dokonało agresji na Polskę. Twierdzenie, że ZSRR „nie zaatakowało” Polski 17 września 1939, to nie kwestia semantyki - to fałsz historyczny. Podobnie z tą „wspólną walką z Rosjanami” - chodziło o nieliczne epizody, a nie trwały sojusz. Jasne, warto mówić o tym, że nie każdy Rosjanin popiera Putina. Ale nie można tego robić kosztem prawdy historycznej. Bo to już nie obrona narodu, tylko relatywizowanie zbrodni. To tak, jakby mówić, że „Niemcy nas nie zaatakowali 1 września, tylko Hitler” - można mieć dobre intencje, ale efekt końcowy jest jednak bardzo zły.
  25. @VRman Dzięki za spokojniejszy ton. Rzeczywiście - chyba w ogólnych założeniach się zgadzamy, różnimy się bardziej w granicach, których nie chcemy przekraczać. Wojna informacyjna to realne zagrożenie - tu pełna zgoda. Ale nawet w stanie wojennym obowiązują jakieś reguły - chociażby po to, żeby nie walczyć z cieniem kosztem własnych obywateli. „Eksperci mówią, że trzeba działać” to zbyt nieprecyzyjne kryterium jak na odbieranie komuś praw obywatelskich. Zgadzam się, że mamy fatalnych polityków i że wielu z nich cynicznie wykorzysta temat walki z propagandą do wprowadzenia cenzury. Właśnie dlatego musimy być bardzo ostrożni z dawaniem państwu nowych uprawnień. Bo historia pokazuje, że każde „tymczasowe” zawieszenie wolności często zostaje z nami na długo. A potem już nie ma komu tego cofnąć. Dzięki za rozmowę - serio. Nie jesteśmy od tego, żeby się zawsze zgadzać - ważne, żeby umieć rozmawiać.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...