-
Postów
657 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Oldman
-
w sumie to wyszedł całkiem spoko, miłe zaskoczenie da sie to oglądać i nie jest to kalka starych SZAKALI (ale są pewne nawiązania "dla fanów"), tylko ta murzynka z wielką dupą mnie wyjątkowo irytuje i wstawki z jej rodzinką są wyjątkowo niepotrzebne do niczego w tym serialu.
-
Sztuczna inteligencja AI - (OpenAI, ChatGPT, Midjourney, DALL-E) - Temat ogólny
Oldman odpowiedział(a) na LeBomB temat w Dyskusje na tematy różne
Zgadza sie zachodzi taka okolicznosc w przypadku pewnych słów kluczowych ale ja bardzo duzo pracowałem na DALLE i bardzo duzo na MJ (od początku jego istnienia) i bardzo duzo na Stable Diffusion (na różnych modelach) i gwarantuje ci ze 90% przypadków uzyskasz lepszy efekt na MJ niz na DALLE . Jesli zas chodzi o sam realizm to na 1 miejscu jest FLUX ale DALLE ani MJ go nie uzywają. ja ustawiłbym jesli chodzi o realizm taką kolejnosc: 1) FLUX 2) STABLE DIFFUSION i customowe modele realistyczne 3) MID JOURNEY 4) DALLE i inni ale nie tylko realizm jest wazny dla koncowego odbiorcy ale także jakosc wytrenowania modeli pod kątem rozpoznawania roznych styli pojęć itp, a tutaj na 1 miejscu jest MID JOURNEY dlatego wiekszosc ludzi uzywa jego wlasnie bo to najszybsza droga do uzyskania "w miarę" pożądanego efektu (słowo "w miarę" oznaczone celowo bo kazdy kto duzo pracował z generowaną grafiką AI bedzie wiedział ze praca z nią przypomina jazde na byku po lodowisku, nie wiadomo w którą stronę poniesie i jaki bedzie poslizg) 1) sam generowałes te obrazki czy wziales z netu? 2) Ciekawostka taka ze na zadnym nie ma zadnego człowieka , zwierzęcia ani roslinnosci jesli zas chodzi o same obrazki to na moje oko wygląda to tak (oczywiscie moge sie mylic): 1 rząd poziomy licząc od góry (od lewej do prawej) - tego typu kosmiczne obrazki wychodzą podobnie na wielu silnikach wiec nie bede tutaj zgadywał 2 rząd poziomy licząc od góry (od lewej do prawej) : MJ, MJ, DALLE, MJ 3 rząd poziomy licząc od góry (od lewej do prawej) : MJ, DALLE, DALLE, DALLE -
Sztuczna inteligencja AI - (OpenAI, ChatGPT, Midjourney, DALL-E) - Temat ogólny
Oldman odpowiedział(a) na LeBomB temat w Dyskusje na tematy różne
wnioski wyciągam nie tylko na podstawie tych paru obrazków mnóstwa innych ale nie bede przecież tutaj spamował , w necie są porównania (jest ich bardzo dużo) i wnioski są oczywiste i nie ma co dorabiać filozofii w stylu "kwestia realizmu to subiektywna ocena", bo prace z MJ są w wielu przypadkach (znacznej większosci) bardziej realistyczne (mam na mysli te które mają byc realistyczne oczywiscie) - postacie w dalle czesto wyglądają jak niedokończone rendery z jakiejs animacji a nie postacie realne a czasami wyglądają wręcz plastikowo przykład na gorąco: woman model in hat and white dress sitting on a sofa and holding a cup of coffee, photo-realism, window and forest in the background, morning - roslinnosc nawet jesli chcemy uzyskac fotorealistyczny wygląd w DALLE czesto jest bardzo uproszczona i przestylizowana mimo wpisania odpowiednich promptów, wygląda jak stare ilustracje malowane aerografem i pędzlem (zwrócice uwage na detale które są przestylizowane i brak uwzlędnienia swiatła odbitego (widać to dobrze na drzewach)) dla przykładu MID JOURNEY (te same prompty) Mógłbym podawac setki przykładów ale po co kazdy moze sam sprawdzić , DALLE daje prawie wszedzie te samą palete barw (ten problem miał kiedyd MJ ale już nie ma) , i w pracach DALLE (tych które mają byc realistyczne) jest wszedzie ten "ilustratorowy look" , kazdy kto duzo uzywał DALLE tak jak ja bedzie wiedział o co chodzi. -
Sztuczna inteligencja AI - (OpenAI, ChatGPT, Midjourney, DALL-E) - Temat ogólny
Oldman odpowiedział(a) na LeBomB temat w Dyskusje na tematy różne
z mojego doswiadczenia zarówno realizm jak i kwestie artystyczne są mocno po stronie MJ, jakis rok temu jak testowałem to pamietam ze Dalle lepiej rozumiał złożone polecenia niz MJ ale nie wiem jak jest teraz moze zrobie prosty test, postacie wychodziły (i chyba nadal wychodzą ) duzo mniej naturalnie i realistycznie w Dalle zrobie teraz prosty test przy uzyciu tego samego polecenia: prompt: A worried man sitting in a warm, softly lit veterinary office, gently comforting his anxious golden retriever. The dog is medium-sized with soft golden fur, looking restless and nervous with its ears back and body slightly tense. The man, wearing casual clothing, looks concerned as he listens to a kind and professional veterinarian in a white coat, who is explaining something and pointing to a clipboard or a chart about canine anxiety. The room feels safe and welcoming, with soft lighting, medical posters on the walls, and subtle details like plants and pet care brochures. Realistic, high detail, emotional and comforting atmosphere, cinematic lighting. test przeprowadzilem na domyslnych ustawieniach (czyli w przypadku MJ bedzie to wersja 6.1 ), proporcje kwadratowe. wynik: DALLE MID JOURNEY WNIOSKI tak jak podejrzewałem renderowanie skóry i detali materiału oraz całosciowo ludzkich postaci jest sporo gorsze w DALLE niz w MJ, ale za to statystycznie lepiej rozumie polecenia. MJ ma czasami takie swoje momenty że rozumie polecenie lepiej niż na powyższym przykładzie ale statystycznie jest to sporadyczne. prompt: Fantasy white kitten, with colorful iridescent, highly detailed scales. Iridescent large wings. Cute face with large golden eyes, 8k, forest in the background, photorealism DALLE MID JOURNEY PROMPT surrealist, hyper realistic, photograph of a funky 1960s girl and her gay best friend detailed expressions, a man and a woman. They are surrounded by animated gay men in sparkly sunglasses partying at studio 54, and a gay bar. Dynamic scene and lighting. In the style of barbiecore blended with breakfast at Tiffany’s. DALLE MID JOURNEY -
Sztuczna inteligencja AI - (OpenAI, ChatGPT, Midjourney, DALL-E) - Temat ogólny
Oldman odpowiedział(a) na LeBomB temat w Dyskusje na tematy różne
kazde AI ma swoje plusy i minusy, jakis czas temu duzo uzywałem do pewnych rzeczy DALLE ale nigdy bym nie napisał że Dalle moze tworzyć takie same jakosciowo grafiki jak MJ (w pewnych obszarach tematycznych moze sie zbliżyć do MJ ale w wielu obszarach jest wielka przepaść) ale jesli jesteś innego zdania to chętnie wysłucham sensownej argumentacji bo moze jestem nie na czasie i sie mylę (moze wyszedł jakiś update) -
Sztuczna inteligencja AI - (OpenAI, ChatGPT, Midjourney, DALL-E) - Temat ogólny
Oldman odpowiedział(a) na LeBomB temat w Dyskusje na tematy różne
musialem ostatnio troche pogenerować w MJ a nie chcialem płacic normalnej kasy za cały miesiąc bo uwazam ze ceny mają w *uj drogie, ale zależało mi koniecznie na MJ bo MJ ma najlepiej wyszkolone modele do wiekszosci zadań i tego co generowałem. Wiec pierwszy raz w zyciu skorzystałem z opcji kupna cebulowego współdzielonego konta, zapłaciłem 30 cebulionów polskich za konto na cały miesiąc i jestem bardzo zadowolony z tego zakupu, no i udało mi sie znalezc miejsce gdzie mozna było normalnie zapłacić blikiem -
Tatiana Kolesnychenko, Wirtualna Polska: Amerykański portal Axios podliczył, że podczas trwania kampanii wyborczej Donald Trump co najmniej 33 razy publicznie deklarował, że zakończy wojnę w Ukrainie w "jeden dzień". Mija właśnie drugi miesiąc, od kiedy wygrał wybory, a nadal nie wydaje się, by miał plan wobec Ukrainy. Oleksandr Krajew, amerykanista, ekspert Rady Polityki Zagranicznej "Ukraiński Pryzmat": Trump nie miał i niestety nadal nie ma strategii na zakończenie wojny. Te wypowiedzi pomogły mu zbudować kampanijny wizerunek. Ich logika sprowadzała się do tego, że wystarczy doprowadzić do zawieszenia broni i zacząć negocjacje, a wtedy mógłby pokazać, jak silnym jest liderem. Nieważne, jak i jakim kosztem, nieważne czy pokój będzie sprawiedliwy i stabilny, i czy wesprą go inni sojusznicy. Głębokiego zrozumienia złożoności sytuacji nie było po stronie Trumpa i wciąż nie widać, by nowa administracja miała ją teraz. Sam prezydent elekt przyznaje, że wszystko okazało się nie takie proste, jak myślał. Bo okazało się, że "zakończyć wojnę w jeden dzień" można tylko na warunkach Kremla? W przeciwnym razie trzeba brać na siebie zobowiązania wobec Ukrainy i Europy, czego Trump nie chce. Względem Europy plan Trumpa jest dość prosty. On chce, żeby kraje UE więcej inwestowały w swoją obronność, płaciły za broń dla Ukrainy i wysłały własne siły pokojowe. Trump może być pośrednikiem, kimś, kto zgarnie wszystkie laury, ale całą odpowiedzialność chce zrzucić na Europejczyków. Przy tym jemu nie zależy, by pokój był trwały. Nawet słowem się nie zająknął o oczywistym i najważniejszym dla Ukrainy rozwiązaniu - członkostwie w NATO po zakończeniu wojny. Jasne jest, że jedynym krajem, który może wpłynąć na przyjęcie Kijowa do Sojuszu, są właśnie Stany Zjednoczone. Ale Trumpa nie chce brać na siebie zobowiązań. Trump milczy w sprawie Ukrainy w NATO, ale dość klarownie mówi o tym Keith Kellogg, jego specjalny wysłannik ds. Rosji i Ukrainy.Jego plan zakłada, że perspektywa członkostwa może zostać odsunięta o kilkanaście lat. Na początku stycznia Kellogg miał przyjechać do Ukrainy [rozmowa została przeprowadzona przed jej przełożeniem na okres po zaprzysiężeniu Trumpa - red.]. Jaką może mieć propozycję dla Kijowa? Działa to raczej w drugą stronę. Kellogg nie chce zawieźć propozycji do Ukrainy, ale je z niej przywieźć. Wchodzimy w etap, w którym administracja Zełenskiego już od pół roku deklaruje gotowość do negocjacji. Z kolei administracja Trumpa przyszła do władzy z obietnicą zakończenia wojny, ale minęło dwa miesiące, a wciąż nawet się do tego nie zbliżyła. Więc trzeba podejmować jakieś decyzje. Zakładam, że Kellogg pojedzie do Kijowa, by wybadać, jakie są realne rozwiązania. Jego stanowisko w sprawie Ukrainy w NATO nie odpowiada interesom Kijowa, bo obecnie jest przeciwko temu, ale on jest realistą, człowiekiem odpowiednim do tego, by z nim współpracować. Przyjazd Kellogga będzie szansą dla ukraińskiego establishmentu, by przedstawić swoją wizję zakończenia wojny. Kellogg może wybadać nastroje w Kijowie, ale nadal nie jest jasne, jak administracja Trumpa zamierza przekonać Kreml do negocjacji. Dlaczego Putin miałby iść na jakieś ustępstwa, skoro rosyjska armia kosztem ogromnych strat, ale jednak odnosi sukcesy na froncie? Kreml bardzo chciałby, żebyśmy postrzegali sytuację właśnie w ten sposób. Ale wskaźniki, które demonstruje rosyjska gospodarka, mówią nam, że rzeczywistość wygląda inaczej. Rubel znajduje się w najgorszej kondycji w historii. Elwira Nabiullina, szefowa Banku Centralnego nie obniżyła stóp procentowych, które obecnie wynoszą rekordowe 21 proc. Więc czego by Rosjanie nie mówili, ale ich kryzys gospodarczy się tylko pogłębia. Chiny odcinają Moskwę od rynku juana, blokują dostęp do rosyjskich rezerw. Oprócz tego po raz pierwszy od inwazji na pełną skalę mobilizacja nie jest w stanie pokryć straty, które Rosjanie ponoszą na froncie. To samo dotyczy przemysłu obronnego, który nie nadąża z produkcją. Więc rosyjska gospodarka ledwie zipie, brakuje ludzi, sprzętu i powstaje pytanie: czy Rosja nadal będzie zdolna utrzymać tak wysokie tempo natarcia? Kreml tylko udaje, że nie ma potrzeby zaczynać negocjacji. Wspomniał pan o Chinach, czy w ten sposób Pekin naciska na Rosję, by zaczęła negocjować? Zarówno administracja Joe Bidena, jak i teraz Trumpa uważają, że Chiny są kluczem do odblokowania potencjału negocjacyjnego Rosji. Ciężko się z tym nie zgodzić. Przez ostatnie dwa lata żyliśmy w paradygmacie, że Chiny nie dają Rosjanom broni, ponieważ sami boją się znaleźć pod sankcjami. Więc logika Zachodu była taka, że lepiej nie nakładać na Chiny sankcji, bo w przeciwnym razie zaczną zbroić Rosję. Ale teraz, kiedy Kreml zaczyna słabnąć, a Trump chce wzmocnić pozycję Stanów Zjednoczonych na świecie, podejście zmienia się o 180 stopni. Trump chce, aby Europa nałożyła sankcje na Chiny, a USA do nich dołączyły. W ten sposób Trump liczy, że Pekin wywrze presję na Rosję. Kellogg przyjedzie do Kijowa w styczniu, choć później niż zakładano. Parę dni po ogłoszeniu tej wizyty ogłoszono, że nie zamierza składać lustrzanej wizyty w Moskwie. Zamiast niego na spotkanie z Putinem ma wybierać się Trump. To dla Kijowa powód do zmartwienia? Tak, bo Putin potrafi sprytnie manipulować takimi spotkaniami. Z drugiej strony Trump już wcześniej mówił, że chce rozmawiać zarówno z Kijowem, jak i z Moskwą. Z Zełenskim już miał trzy spotkania. O wiele ważniejsze jest to, że to Kellogg nie jedzie do Moskwy. Spotkanie Trumpa z Putinem będzie miało charakter wizerunkowy, będzie prężeniem muskułów. Prawdziwą pracą zajmują się Kellogg i jego ludzie, to oni sformują propozycje, czyli treść, która w końcu znajdzie się w umowie pokojowej. Kąśliwie przyszłe spotkanie Putina i Trumpa opisał "Washington Post", nazywając prezydentów Rosji i USA "samozwańczymi przywódcami geopolitycznymi", którzy będą dążyć do zakończenia wojny w Ukrainie na własnych warunkach. Trump chce porozumienia, które uczyni z niego rozjemcę, a Putin - "przebiegły i manipulujący" - podziału świata na strefy wpływu, gdzie w orbicie Kremla pozostanie Ukraina i Gruzja. Więc oprócz prężenia muskułów jest też realne zagrożenie, że znajdą wspólny język? To dobre pytanie, ale w tym równaniu wciąż mamy jedną niewiadomą zmienną. Nie wiemy, jaką podczas tej prezydentury będzie pozycja Trumpa w stosunku do Chin i Rosji. Administracja Bidena bała się Rosji ze względu na broń jądrową, ale tylko Chiny postrzegała jako równego sobie przeciwnika. Kiedy chodziło o globalny układ sił, Amerykanie kalibrowali swoją pozycję, odnosząc się wyłącznie do Pekinu. Podobnie widzą to Chiny. Nie uznają Moskwy za równą sobie, w ich postrzeganiu pod względem siły i znaczenia na arenie międzynarodowej liczą się tylko USA. Jak Trump będzie traktować Chiny? Na razie z jego ust nie padła żadna deklaracja, nie zostało zapowiedziane spotkanie z Xi Jinpingiem. Nie wiemy więc, czy oba te kraje pozwolą Rosji siedzieć przy "stole dla dorosłych". Jeśli Trump będzie postrzegać Rosję jako równą USA i Chinom, to mamy problem. Ale jeśli nie, to spotkania z Putinem nie będą miały większego znaczenia. Ale wśród Republikanów jest wielu zwolenników podejścia, że lepiej mieć Rosję przy swoim stole, niż po drugiej stronie barykady, jako sojuszniczkę Chin w ewentualnym konflikcie na Pacyfiku. Jak wiadomo, region Pacyfiku będzie dla Trumpa zdecydowanie ważniejszy niż Europa. Takie pomysły przewijały się w środowisku Republikanów zwłaszcza podczas prawyborów. Wtedy wyrażał je kandydat na prezydenta Vivek Ramaswamy [amerykański przedsiębiorca o prorosyjskich poglądach - red.] i niestety został on w administracji Trumpa. Próba zrobienia z Rosji sojusznika jest poronionym pomysłem. Naiwnie jest uważać, że Rosja, która otwarcie pozycjonuje siebie jako anty-Zachód, brzydzi się nim i pragnie go zniszczyć, będzie skłonna układać jakieś partnerskie relacje z USA. A tym bardziej nie liczyłbym, że uda się poszczuć Moskwę przeciwko jej najbliższemu partnerowi gospodarczemu, czyli Chinom. To magiczne myślenie, które nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. W niektórych kwestiach poglądy Trumpa mają więcej wspólnego z Putinem niż z Zachodem. Jego wizerunkowi raczej nie zaszkodzą dobre relacje z Rosją, ale jeśli nie zakończy wojny, wyjdzie na słabeusza. To gra na rękę Kremlowi, który liczy, że wejdzie do negocjacji z pozycji siły, a Trumpowi nie pozostanie nic, jak tylko naciskać na Ukrainę, by przyjęła niekorzystne warunki. Jak sam pan powiedział, liczy się zawieszenie broni, a nie stabilny i sprawiedliwy pokój. Tu wracamy do początku naszej rozmowy. Nie sądzę, by Donald Trump sam wiedział, czego chce, a skoro cel nie jest określony, nie wiadomo jak go osiągnąć. Faktem jest, że teraz dla Trumpa najważniejsze jest doprowadzenie do rozpoczęcia rozmów i zawieszenia broni, żeby mógł spełnić swoją obietnicę i pokazać, jak wspaniałym jest liderem światowego porządku. Odbyłoby się to na zasadzie: popatrzcie, Biden przez ponad dwa lata nie był w stanie zakończyć wojnę w Ukrainie, a mnie udało się to w kilka miesięcy. Na tym etapie jednak niewyznaczona pozycja Trumpa nie wyrządza dużych szkód, bo formalnie wciąż nie jest prezydentem. Jako wykładowca mógłbym powiedzieć, że na razie Trump nie spóźnia się z oddaniem pracy domowej. Ma czas i dla Ukrainy dobre jest to, że Trump widzi jej gotowość do negocjacji, a więc jakąś perspektywę, co sam wiele razy podkreślał. Ale Kijów musi bardzo pilnować relacji z Trumpem, bo jest on nieprzewidywalny. To człowiek nastroju, a nastrój może się diametralnie zmienić przed inauguracją. Biuro Zełenskiego zręcznie rozgrywa relację z Trumpem. Ale czy ma wpływ na jego nastroje? Myślę, że ma. Są osobiste kontakty między biurem Zełenskiego i Trumpa. Przede wszystkim jest to linia Andrij Jermak (szef administracji Zełenskiego) - Lindsey Graham (senator partii Republikańskiej). Właśnie dzięki tym kontaktom udało się doprowadzić do spotkania Trumpa i Zełenskiego we wrześniu 2024 roku. Bardzo ważnym aspektem jest to, że Zełenski nauczył się chwalić Trumpa. Tu znowu podkreślę: Trump jest człowiekiem nastroju i wprost mówi, że pracuje tylko z tymi, którzy go chwalą. Jeśli przeanalizować komunikację Zełenskiego, zobaczymy, że używa on tego samego języka, co otoczenie Trumpa, czyli ludzi, którzy wiedzą, jak sprawić, by mu się podobać. Chce pan powiedzieć, że pochlebstwa stały się skuteczniejszą metodą niż dyplomacja? Trochę to kuriozalne biorąc pod uwagę, że rozmawiamy o zakończeniu największego konfliktu w Europie od czasów II wojny światowej. Szczerze? Jest to kompletny surrealizm. Ale jak mawiał mój nauczyciel fizyki, jest to warunek problemu, a naszym zadaniem jest znalezienie rozwiązania. Nic innego nam nie pozostaje. Idąc tym tropem, tym bardziej powinniśmy martwić o skutki spotkania Trump-Putin, jeśli do niego dojdzie. Sam pan zauważył, że Putin potrafi manipulować. Przypomnijmy, chociażby ich szczyt w Helsinkach w 2018 roku. Wywołał szok nawet wśród Republikanów. Trump słodził Putinowi, zamiast potępić go za aneksję Krymu, wojnę w Donbasie oraz ingerencję w amerykańskie wybory. Ryzyko jest duże, ale warto zadać sobie pytanie: czego potrzebuje Trump? Czego? Sławy. Żeby mógł pisać mocne twitty i pokazywać, jak potężnym jest liderem, bo rozstawia wszystkich po kątach. Oraz pieniędzy. Przy czym tak dla amerykańskiej gospodarki, jak i dla siebie. Co może Trumpowi zaproponować Rosja? Tanią ropę i gaz. To wszystko, co ma. Ale żeby skorzystać z tej propozycji Trump musiałby pokłócić się ze wszystkimi sojusznikami, zdjąć sankcje z Rosji, a na końcu wyszedłby na słabeusza. Przehandlowałby własny wizerunek. A co mu może dać Ukraina? Autorytet i wizerunek silnego władcy. Pokonał Władimira Putina, zaszachował Chiny w Ukrainie. A jeszcze są pieniądze. Teraz trwają bardzo aktywne rozmowy o złożach metali ziem rzadkich w Ukrainie, wspólnych projektach inwestycyjnych, a co najważniejsze - współpracy w przemyśle zbrojeniowym, który jest wart setki miliardów, a w perspektywie 10-15 lat biliony dolarów. Najwięksi sponsorzy Republikanów i osobiście Trumpa są tym żywotnie zainteresowani. Ukraina może zaoferować Trumpowi znacznie więcej. Według amerykańskiej prasy Trump liczy na Pokojową Nagrodę Nobla... Cóż, nie będę wypowiadać się o wartości tej nagrody, ale dla mnie po uhonorowaniu Baracka Obamy w 2009 roku ("za wyjątkowe starania, by wzmocnić międzynarodową dyplomację i współpracę między ludźmi" - red.) straciła swój prestiż. Jednak z pewnością Pokojowy Nobel połechtałby ego Trumpa. Co ciekawe kandydaturę Trumpa do nagrody zgłosił Ołeksandr Mereżka, poseł partii Sługa Narodu. Radny z Kijowa zlecił w swojej dzielnicy stworzenie muralu z Trumpem. Inny radny proponował postawić popiersie Trumpa w stolicy. To różne odsłony, ale cel jest ten sam: wszyscy próbują grać na ego Trumpa, bo bez jego sympatii nic się nie wydarzy. Ale Trump ma swoje bliskie koło pochlebców, którzy są nastawieni przeciwko Ukrainie. Weźmy Elona Muska, czy najstarszego syna Trumpa, Donalda Trumpa Jr. Obaj ostentacyjne wspierają Rosję albo wyśmiewają Ukrainę i Zełenskiego. Jaki mogą mieć wpływ na nastrój Trumpa? To prawda, syn Trumpa w żenujący sposób atakował Zełenskiego, kiedy ten prosił o broń, by stawiać czoła rosyjskiej inwazji. Donald Trump wtedy nie powiedział ani słowa. Nie sądzę, by te ataki były przeprowadzane bez przyzwolenia. Ale nie widzę w tym dużego zagrożenia, bo Trump nie jest osobą, która będzie dzielić się władzą. Podejmuje decyzje samodzielnie. Te wyskoki są mu potrzebne, by zbadać, jak reagują ludzie, czy im się podoba, kiedy wyśmiewany jest Zełenski. I do jakich wniosków mógł dojść? Czy Amerykanom się podoba, kiedy upokarza się prezydenta Ukrainy? Amerykanom się podoba, że Ukraina nie dostała od USA otwartej książeczki czekowej, czyli nie otrzymuje wszystkiego, o co prosi. Podoba się im, kiedy USA są silne i nie powstrzymują ich Chiny czy Rosja. Podoba się im, kiedy mogą narzucać swoją wolę innym, a przy tym ponoszą minimum kosztów. A teraz wola Trumpa jest taka, by Ukraina nadal otrzymywała broń, ale w zamian ma pójść na negocjacje. Nie jest to komfortowa sytuacja dla Kijowa, ale też nie ziścił się katastrofalny scenariusz. Wielu przepowiadało, że kiedy Trump dojdzie do władzy, Ukraina nie otrzyma ani jednego pocisku. Teraz wielu czeka na inaugurację Trumpa, zaplanowaną na 20 stycznia, jak na sądny dzień. Wtedy może ogłosić rozpoczęcie negocjacji? Nie sądzę, by 20 stycznia równo o północy dynia nagle stała się karocą. Patrząc na dynamikę wydarzeń, zakładam, że grupy eksperckie będą potrzebować co najmniej 3-4 miesięcy na opracowanie dokumentów, potem ruszą rozmowy. Więc gdzieś w połowie 2025 roku proces negocjacyjny może stać się publicznym. Więc "zakończenie wojny w jeden dzień" może trochę potrwać i już ten fakt sprawi, że nie potoczy się według scenariusza Trumpa.
-
najlepsza scena
-
lubie mocne westerny więc czekam:
-
Darmowy program do zmiany formatu filmu i usunięcia napisów
Oldman odpowiedział(a) na Patrick temat w Filmy i muzyka
rozwiń -
https://www.fakt.pl/polityka/wojna-w-ukrainie-rosjanie-stosuja-nowa-stara-taktyke-na-czym-polega/jceb79w
-
Blat do biurka. Wybór koloru bejcy, bejcowanie i lakierowanie.
Oldman odpowiedział(a) na Sidr temat w Dyskusje na tematy różne
doradzam Ci żebyś wybrał Sosne bo mnie sie podoba sosna wiec ma być sosna i kropka Temat do zamknięcia bo decyzje już podjąłem -
byc może byc może, ja jednak jako bardziej prawdopodobną wersje obstawiam ze to były zabiegi zamydlające (rosja w swojej historii wielkrotnie wysyłała sprzeczne sygnały), z perspektywy czasu wydaje mi sie ze zadne panstwo nie jest w stanie zmusić rosji do zakonczenia wojny (moze z wyjątkiem chin) , wiec zakonczenie wojny zalezy wyłącznie obecnie od decyzji rosji (bo na pewno nie od ukrainy) https://wiadomosci.wp.pl/kijow-ma-w-rekach-coraz-mniej-atutow-pekniec-w-ukrainskiej-obronie-przybywa-7106419545205472a
-
dla mnie to normalny news nic szczegolnego ale wrzucilem bo wg niektórych osób to rosja szoruje brzuchem po dnie i za chwile bedzie strzelać z katapult wyciągnietych z muzeum sredniowecza
-
nie wiem w którym momencie gosc przechodzi do jakis konkretnych sensownych wniosków bo nie dotrwałem (przez 8 minut mówił wyłacznie o ruchaniu wiec wyłączyłem gdy moja cierpliwosc dobiegła końca), dodatkowo gosc za często spamuje memami i wstawkami z filmów co jest dosyc męczące. ja za to polecam ten filmik (jesli ktos nie widział)
- 1 348 odpowiedzi
-
- 2
-
-
dodatkowo swiat wiedzmina pokazany w grach to jedno z niewielu "dorosłych fantasy" jakie jest w grach, bo ani znakomity Baldurs Gate 3 ze swoim przerysowanym nieco teatralnym swiatem i wizerunkami postaci/dialogami (jak z klasycznych gier RPG) ani Dragon Age i inne serie nie dają takiego poczucia obcowania z czyms względnie rzeczywistym (mam na mysli dialogi postaci w Wiedzminie 3 , ich wygląd, a nawet muzykę), postacie w wiesku najczesciej nie są karykaturalnie , nie są przerysowane co znacznie zwieksza immersje, chcialbym zagrać w takiego Baldursa 4 w ktorym wyglad postaci i dialogi były dopracowywane przez ten team co robił wieśka 3 (taki Baldurs "na poważnie")
- 1 348 odpowiedzi
-
- 4
-
-
jesli dobre mechaniki to nie CDPR, oni nigdy nie umieli zrobic b.dobrej gameplayowo gry, ich gry miały fajny dojrzały design postaci, całkiem niezły poziom graficzny i dorosłe dialogi co bardzo cenie. ale sama esencja gry to poziom ponizej sredniej. Gdyby nie sentyment do ksiązek i klimat dialogów i niektórych questów to bym W3 nie ukończył bo gameplay był słabszy niz w wielu assasinach. Ale skoro wiekszosc starej wiary CDPR robi teraz w WOLVES to moze nowi ludzie ogarną to na jakims poziomie, kto wie.
- 1 348 odpowiedzi
-
- 1
-
-
https://geekweek.interia.pl/militaria/news-zdradzili-stan-arsenalu-rosji-zimny-prysznic-dla-ukrainy,nId,20356655#parametr=polecamy
-
podzielam zdanie, ja nie dałem rady obejrzeć tego "dzieła"
-
szczerze mówiąc ja sie męczyłem juz nieco na 1 sezonie SQUID (wcale nie był taki wypasiony i oryginalny jak sie niektórym wydaje, moze mało widzieli w zyciu) ogólnie nie był zły 1 sezon ale dupy mi nie urwało, taki sredniaczek, a jesli drugi jest sporo gorszy i czuc ze na siłe to odpuszczam
-
dwoma trzema aburdami? ten film to niekończący sie festiwal aburdów i naciąganych jak plandeka na żuka kiepskich pomysłów, jest bardzo zły nie tylko z tego powodu. oprócz tego jest po prostu nudny bo ta "akcja" wcale nie bawi tylko wprowadza w stan zażenowania.
-
obejrzałem ten filmik i cóż moge powiedzieć, całkiem sensowna i niepokojąca analiza (spoiler: nie woke jest tutaj najwiekszym problemem)
- 1 348 odpowiedzi
-
- 1
-
-
UFO i inne niewyjaśnione zjawiska
Oldman odpowiedział(a) na MasterBlaster temat w Dyskusje na tematy różne
-
ciekawi mnie czy w wiedzmince 4 też tak będzie
- 1 348 odpowiedzi
-
- 1
-
-
UFO i inne niewyjaśnione zjawiska
Oldman odpowiedział(a) na MasterBlaster temat w Dyskusje na tematy różne
Rozmowa z płk Ryszardem Grundmanem*; byłym szefem Służby Ruchu Lotniczego Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej Kraju. Rozmawia redaktor portalu Onet.pl, Wojciech Harpula * Płk dypl. pil. Ryszard Grundman – pilot myśliwski, jeden z pierwszych polskich pilotów samolotów odrzutowych. Był dowódcą I Pułku Lotnictwa Myśliwskiego "Warszawa" i szefem Służby Ruchu Lotniczego Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej Kraju. https://pl.wikipedia.org/wiki/Ryszard_Grundman Siły lotnicze PRL gromadziły i analizowały meldunki pilotów na temat spotkań z niezidentyfikowanymi obiektami latającymi. W teczce "sprawy niewyjaśnione" zebrało się kilkadziesiąt raportów. W latach 90. bezcenne dane zniknęły ze sztabu. Wie pan, że większość osób słysząc o latających spodkach uśmiecha się z politowaniem? Wiem. Jednak pilotom wojskowym, którzy widzieli na własne oczy niezidentyfikowane obiekty latające, daleko jest do śmiechu. Nie twierdzą, że spotkali UFO, ale uważają, że zdarzyło im się coś, czego nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Proszę sobie wyobrazić, że podczas lotu ćwiczebnego nagle podlatuje do pana maszyny pulsujący zmiennym światłem "spodek" i zaczyna wykonywać manewry zaprzeczające prawom fizyki.Jakby pan wtedy się zachował? Nie wiem. Takie przypadki faktycznie się zdarzały? W latach 80-tych, gdy byłem szefem Służby Ruchu Lotniczego Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej Kraju, meldunki o obiektach, których zachowania nie umiano wytłumaczyć, dostawałem stosunkowo często. Do końca mojej służby, czyli do 1992 r., uzbierało się ich co najmniej kilkadziesiąt. Wszystkie lądowały w specjalnej teczce "spraw niewyjaśnionych". Razem z płk Jerzym Topolnickim, moim ówczesnym bezpośrednim przełożonym, staraliśmy się je analizować, ale niewiele można zrobić mając do dyspozycji jedynie suchy meldunek pilota. Uznaliśmy jednak, że jeżeli my czegoś nie rozumiemy, to nie jest powiedziane, że za 50 lat nadal nikt nie będzie w stanie wyjaśnić tych zjawisk. Nie mogłem zamykać oczu na zdarzenia, które mogły zagrozić bezpieczeństwu lotów. To była moja rola służbowa. W polskim wojsku nikt wcześniej ani nikt później nie zbierał raportów o UFO? Byłem pierwszym wojskowym, który zainteresował się poważniej tą tematyką. Jeżeli ma się w ręku meldunek doświadczonego pilota wojskowego, oficera, którego trudno podejrzewać o brak kompetencji w ocenie zjawisk atmosferycznych i wyglądu ziemskich pojazdów latających, to nie należy wyrzucać go do kosza. Wojskowe instrukcje nie obejmowały oczywiście UFO, bo wprowadzenie takiego terminu do oficjalnego dokumentu byłoby równoznaczne z tym, że istnienie obiektów latających pochodzenia pozaziemskiego jest uznane nie tylko przez Wojsko Polskie, ale też przez siły zbrojne całego Układu Warszawskiego. Przepisy instrukcji wojskowych były bowiem znormalizowane w całym Układzie. Nikt nie zabraniał jednak gromadzenia danych na temat dziwnych zjawisk przestrzeni powietrznej. Robiłem to i miałem nadzieję, że moja praca będzie kontynuowana. A była kontynuowana? Niestety nie. Nikt w polskim wojsku nie zajmuje się dziś niezidentyfikowanymi obiektami latającymi. Ufolodzy czasami mówią, że nasza armia ukrywa informacje o UFO. Nie ukrywa, bo ich nie ma. Po moim odejściu ze sztabu zaprzestano systematycznego zbierania raportów na ten temat. Szkoda. Armie państw zachodnich badają niezwykłe zjawiska, robią to także Rosjanie. A co stało się z zebranymi przez pana raportami? Po moim odejściu ze sztabu teczka z meldunkami zniknęła. Zniknęła? Zniknęła. Nie ma jej. A co się z nią stało? Nie wiem. Może ktoś zabrał sobie meldunki na pamiątkę. Nie potraktowano tej sprawy poważnie. Żałuję, bo gdyby nadal zbierano tego typu sygnały, to mielibyśmy do dyspozycji dane obejmujące okres ponad 20 lat. Można by się pokusić o ich analizę i próbować wyłapać prawidłowości dotyczące pojawiania się i zachowania niezidentyfikowanych obiektów latających. A tak, skoro nie ma materiału, to nie ma czego analizować. Kiedy po raz pierwszy dostał pan meldunek o spotkaniu samolotu wojskowego z niezidentyfikowanym obiektem latającym? Nie pamiętam dokładnej daty, ale najwięcej sygnałów dotyczyło wydarzeń z 11 grudnia 1982 r. W nocy stacje radiolokacyjne w różnych częściach Polski zaczęły meldować o wykryciu poruszających się z ogromną prędkością obiektów. W sumie nad naszym terytorium zaobserwowano ich aż 16. Samoloty myśliwskie dostały rozkaz startu i zestrzelenia przeciwnika, ale żadnej z maszyn nie udało się zlokalizować celów. Dziwne obiekty pojawiły się wtedy także nad NRD, Czechosłowacją i wschodnią częścią ZSRR. Obawiano się nawet, że rozpoczął się atak NATO. W tym przypadku nie mamy do czynienia z obserwacją jednego pilota, tylko zdarzeniem, które uruchomiło całą machinę wojskową i zaangażowało setki osób. Wszyscy nie mogli ulec złudzeniu. A tym bardziej złudzeniu nie mógł ulec radar. Stacje radiolokacyjne często wykrywały tego typu obiekty? Nie. Najczęściej nie wykrywały niczego. Radary tylko kilka razy dały pełny obraz sytuacji. Dysponuję relacją z 1955 r. Podczas ćwiczeń Układu Warszawskiego stacja radiolokacyjna w rejonie Warszawy namierzyła dwa cele nad Zatoką Gdańską. Poruszały się z prędkością 2300 km/h na wysokości 20 tys. metrów. W tych czasach nie istniał żaden samolot o takich osiągach. Co jeszcze dziwniejsze, w pewnym momencie oba obiekty zrobiły zwrot o 90 stopni. Dosłownie w miejscu, bez żadnego promienia skrętu. Takiego manewru na tak dużej prędkości nie da się wykonać. Nie są w stanie zrobić tego nawet współczesne, najnowocześniejsze samoloty. A co dopiero 50 lat temu. I co się stało z tymi obiektami? Poleciały na Litwę, potem przemieściły się w okolice Lwowa i wtedy zniknęły z ekranów stacji. Wtedy nikt nie wysłał myśliwców w celu podjęcia próby przechwycenia obiektu. Ale np. jesienią 1983 r. obiekt w kształcie "cygara" był ścigany najpierw przez dwa śmigłowce, a potem przez myśliwiec Su-20. Co wtedy się stało? W jednostce w Łęczycy namierzono lecący z dużą prędkością na małej wysokości obiekt o kształcie przypominającym cygaro. W pościg za nim wysłano dwa śmigłowce i zaalarmowano lotnisko wojskowe w Powidzu. Śmigłowce nie były jednak w stanie dojść do obiektu na odległość mniejszą niż 30 km. W Powidzu, gdy to "coś" nadleciało nad jednostkę wyłączyły się urządzenia elektryczne, padła łączność. Przelatujące nad pasem startowym świecące "cygaro" widziało w Powidzu kilkunastu żołnierzy. Obiekt skierował się w stronę Poznania. Z bazy w Krzesinach wysłano myśliwiec. Pilot nie mógł jednak namierzyć celu, który gdzieś się "zgubił". Incydent badała wojskowa komisja, która przesłuchała wszystkich świadków. Raport nie zawierał żadnych końcowych wniosków. Stwierdzono, że należy materiał poddać dalszej analizie i wykazać szczególną uwagę przy podobnych tego typu zdarzeniach. Zachowywałem więc czujność, tym bardziej, że o dziwnych obiektach meldowali nie tylko piloci. To znaczy? Czasem wysyłano patrole po otrzymaniu sygnałów, że "coś" dziwnego wylądowało w lesie lub na łące. Pamiętam meldunek oficera dyżurnego WSW do Centralnego Stanowiska Dowodzenia. To też był 1983 r. Oficer poinformował, że do patrolu WSW w Kobyłce pod Warszawą zgłosili się cywile. Prosili, żeby sprawdzić las, bo tam dzieje się coś dziwnego, widać jakieś światło. Może ktoś sobie po prostu "jaja" robił z WSW? Nie wiem, jakie były intencje cywilów, ale w raporcie napisano, że patrol po przejściu kilkuset metrów w las, dostrzegł silne światło. Żołnierze mieli wrażenie, że to blask pożaru. Podeszli bliżej do polany i zobaczyli wiszący 10 metrów nad polaną obiekt o kształcie "cygara". Miał ok. 50 metrów długości, silnie świecił na czerwono. Żołnierze byli w szoku. Nie strzelali, nic nie mówili, byli w stanie tylko patrzeć. Po chwili obiekt zmienił światło na seledynowe, zielone, niebieskie i w końcu na silnie pulsujące czerwone. Wtedy w zupełnej ciszy "cygaro" wyleciało z ogromną prędkością w górę. Patrol poszedł na polanę, ale nie znalazł żadnych śladów. Co typowe, meldunek został przyjęty bez odnotowania w raporcie. Potraktowano go jako ciekawostkę. Takie meldunki często traktowano w wojsku jako ciekawostkę? Często. Sam nie do końca wiedziałem, jak się do nich odnosić. Chciałem poradzić się przełożonego. Poszedłem więc do płk Topolnickiego. Mówię mu, że od czasu do czasu pojawiają się nad Polską tajemnicze obiekty i pytam, co on o tym myśli. On wtedy z tajemniczą miną mówi do mnie: poczekaj, coś ci pokażę. Wyjął z sejfu raport dwóch pilotów z Wybrzeża, którzy podczas dyżuru bojowego spotkali się nad Bałtykiem z niezidentyfikowanym obiektem. Zostali naprowadzeni na niego przez obsługę naziemną, która widziała go na radarach. Zbliżyli się do niego na odległość niespełna 200 metrów. Obiekt miał kształt podłużnego walca o długości blisko sześciu metrów. Był czarny, nie miał żadnych znaków rozpoznawczych, usterzeń, silników czy otworów, nie ciągnął też za sobą żadnej smugi. Gdy pilot włączył w "Iskrze" pełne uzbrojenie i poprosił o zgodę na użycie broni, obiekt zaczął gwałtownie manewrować. Załoga straciła go z oczu. Zniknął także z radarów. To było bardzo dziwne. Pamiętam jeszcze nazwiska pilotów: kpt. Zbigniew Praszczałek i ppor. Marek Jacewicz. Trudno w tym przypadku mówić o złudzeniu. W środowisku pilotów wojskowych chętnie mówiono o spotkaniach z tajemniczymi obiektami latającymi? Wręcz przeciwnie. Opowiadając o spotkaniu z "latającym spodkiem" bardzo łatwo można było narazić się na kpiny kolegów i utratę prestiżu. W bardzo wielu przypadkach piloci nie przyznawali się, że natknęli się w powietrzu na coś zupełnie nieznanego. Woleli o tym zapomnieć. Nawet jeśli obiekt widziało kilku pilotów, to po wylądowaniu żaden nie kwapił się do rozmowy o nim. Sytuacje, gdy z "latającym spodkiem" spotkało się kilka samolotów też się zdarzały? Tak. Raz, w 1980 r., na niezidentyfikowany obiekt natknęło się aż siedem samolotów. Migi-21 z bazy w Mierzęcicach ćwiczyły przechwycenia. W pewnym momencie lecący jeden za drugim piloci zauważyli, że podlatuje do nich pulsujący zmiennym światłem obiekt w kształcie "spodka" z błękitno-szarą kopułą. Był wielkości trzech samolotów. Podlatywał kolejno do każdego samolotu, wykonując przy tym manewry zaprzeczające prawom fizyki. Gwałtownie zmieniał kierunki lotu w pionie i poziomie. Piloci byli przestraszeni, bo takich manewrów nie jest w stanie wykonywać żaden obiekt posiadający jakąś masę. Skrócili lot, chcieli jak najszybciej wylądować. Jeden z nich, w momencie gdy obiekt znalazł się przed jego samolotem, wykonał kilka zdjęć z fotokarabinu. Co było na tych zdjęciach? Na fotografii wykonanej z odległości 800 metrów widać jedynie czarno-biały punkt. Jednak zachowanie pilotów podczas lądowania świadczy, że spotkanie z tym obiektem musiało zrobić na nich bardzo duże wrażenie. Aż sześciu z nich zerwało opony podczas lądowania. Wszyscy byli bardzo doświadczeni, a mimo to hamowali za ostro. Po lądowaniu, gdy zebrali się obok startowego stanowiska dowodzenia, nic nie mówili o spotkaniu z tajemniczym "spodkiem". Dopiero gdy pierwszy wspomniał, że widział coś dziwnego w powietrzu, kolejni zaczęli przyznawać, że im również towarzyszyło przez pewien czas coś, czego nigdy wcześniej nie widzieli. Okazało się, że stacje radiolokacyjne również widziały obiekt, ale żołnierze uznali, że skoro punkt pojawił się tak nagle i równie niespodziewanie zniknął, to pewnie popełnili błąd albo szwankuje sprzęt. Meldunki dotyczące UFO wyglądały najczęściej właśnie tak? Piloci widzą dziwny obiekt, ale nie ma żadnych materialnych dowodów na to, że faktycznie go widzieli? Jeżeli nie było zapisu ze stacji radiolokacyjnej, to opieraliśmy się tylko na słowach pilotów. Oczywiście, że w powietrzu łatwo można ulec złudzeniu i pewnie część "spotkań" da się racjonalnie wytłumaczyć, ale z pewnością nie wszystkie. Piloci są przygotowani na bardzo różne sytuacje, ale wszyscy, którzy zetknęli się z niezidentyfikowanym obiektem latającym powtarzają, że było to coś niesamowitego, nieziemskiego. Coś, czego nie są w stanie wyjaśnić na gruncie dostępnej im wiedzy. I jeszcze jedno: piloci przyznawali, choć niechętnie, że podczas spotkania z niezidentyfikowanym obiektem latającym paraliżował ich strach. Działały oczywiście odruchy: wykonywali manewry, meldowali, wykonywali procedury związane z użyciem broni. Przede wszystkim jednak bali się. I nie był to strach o własne życie czy obawa, że zaraz będą musieli zestrzelić obiekt. Bali się, bo zetknięcie z nieznanym, z tajemnicą, zawsze wywołuje strach. Myśli pan, że piloci dzisiaj piloci wojskowi również spotykają niezidentyfikowane obiekty latające? Pewnie tak. Tyle że dzisiaj nasze samoloty wojskowe wykonują o wiele mniej lotów niż w latach 70. i 80. "Zimna wojna" się skończyła, wojska lotnicze mają trochę inne zadania i możliwości. Lektura współczesnych meldunków dotyczących niezidentyfikowanych obiektów latających byłaby jednak na pewno bardzo ciekawa. A pan na swój własny użytek tłumaczył sobie jakoś istotę tych fenomenów? Zawsze patrzyłem krytycznie na każdy meldunek. Być może dlatego, że przez 42 lata służby wojskowej nigdy nie widziałem niezidentyfikowanych obiektów latających. Starałem się podchodzić do sprawy racjonalnie. Jednak były przypadki, przy których mój zdrowy rozsądek kapitulował. Pilot wie, czego spodziewać się w powietrzu. I jeśli melduje precyzyjnie, że obiekt wykonywał manewry, którego nie jest w stanie wykonać żadna maszyna zbudowana na ziemi, to nie mam powodu, żeby mu nie wierzyć. A tym bardziej nie mam powodu, by nie wierzyć kilku pilotom. W powietrzu nie zdarzają się zbiorowe halucynacje. Mam rozumieć, że podczas swojej służby w wojskach lotniczych uwierzył pan w UFO? Nie. Jeżeli jednak czegoś nie rozumiemy, to nie można powiedzieć, że tego nie ma. Wolę powiedzieć: nie wiem. Po prostu nie wiem. Gdyby wojsko i instytucje cywilne podeszły do tematu poważnie, a nie odkładały go automatycznie na półkę z "ciekawostkami", to może wiedzielibyśmy więcej. Póki co pozostaje nam pogodzić się ze swoją niewiedzą.
