Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
Teraz, GordonLameman napisał(a):

@Toni

A co jeśli Ci powiem, że To nie Jezus/Bòg ci pomógł, ale komfortowa idea istnienia czegoś większego, dobrego i nadającego Ci cel w tym życiu? 
 

 

Nie wydaje mi się by "coś większego " miało jakąkolwiek moc zmienienia mnie nie będąc Bogiem

Opublikowano
1 minutę temu, Toni napisał(a):

Nie wydaje mi się by "coś większego " miało jakąkolwiek moc zmienienia mnie nie będąc Bogiem

Nie zrozumiałeś. 
 

Sam się zmieniłeś bo uwierzyłeś w coś, co niekoniecznie jest prawdą. I ta zmiana wychodzi od a ciebie a nie od nadprzyrodzonego bytu.

  • Upvote 1
Opublikowano
32 minuty temu, GordonLameman napisał(a):

Nie zrozumiałeś. 
 

Sam się zmieniłeś bo uwierzyłeś w coś, co niekoniecznie jest prawdą. I ta zmiana wychodzi od a ciebie a nie od nadprzyrodzonego bytu.

Przepraszam Cię ale nie ma sensu się tak nawzajem przekonywać. Ty wiesz swoje i ja też. Mam nadzieję, że się nie obrazisz jeśli już ci nie odpiszę ale obowiązki czekają.

Opublikowano (edytowane)
W dniu 21.02.2025 o 17:01, GordonLameman napisał(a):

Nie zrozumiałeś. 
 

Sam się zmieniłeś bo uwierzyłeś w coś, co niekoniecznie jest prawdą. I ta zmiana wychodzi od a ciebie a nie od nadprzyrodzonego bytu.

 

 

Wydaje mi się, że oba filmy bardzo przekonujące, tylko trzeba obejrzeć w całości. Algorytm youtuba mi to zaproponował.

Edytowane przez Toni
Opublikowano
1 minutę temu, GordonLameman napisał(a):

Czemu miałbym marnować 2h na te filmy? 
 

w tym czasie mogę obejrzeć dobre fantasy.

Myślałem, że swoje poglądy bazujesz na mądrości i poszukiwaniach a nie przeświadczeniu że jesteś nieomylny.

Opublikowano
Godzinę temu, Toni napisał(a):

Myślałem, że swoje poglądy bazujesz na mądrości i poszukiwaniach a nie przeświadczeniu że jesteś nieomylny.

Ja te poszukiwania odbyłem już dawno temu. 
 

Dodatkowo jeśli poszukiwania mają polegać na “upupianiu się” opinią innych to nie są poszukiwania. 
 

Czemu oglądasz filmiki, które mówią co jak masz myśleć, zamiast… myśleć samodzielnie? :)

Opublikowano
8 minut temu, GordonLameman napisał(a):

Ja te poszukiwania odbyłem już dawno temu. 
 

Dodatkowo jeśli poszukiwania mają polegać na “upupianiu się” opinią innych to nie są poszukiwania. 
 

Czemu oglądasz filmiki, które mówią co jak masz myśleć, zamiast… myśleć samodzielnie? :)

Ok rozumiem. Nie zgadzam się.

 

Opublikowano

Zadałem sobie trud i obejrzałem losowe 30 sekund z pierwszego filmiku. Akurat w tym momencie ten kolo mówił o pewnych pytaniach dotyczących życia. Cóż, gdyby tak wyjść poza swój bąbel i przeczytać książkę inną, niż Biblia, można by znaleźć na te pytania odpowiedzi.
I to mogę  polecić: jeżeli chcesz zrozumieć (bardziej) świat, rzeczywistość, nie powinieneś się ograniczać do źródeł w kółko omawiających Biblię. To do niczego nie prowadzi nowego, to klepanie ciągle tych samych schematów. Niczego się nie nauczysz o życiu w ten sposób. Zostaniesz co najwyżej ekspertem od jednej opowieści.

  • Upvote 1
Opublikowano

Zaprzątanie sobie głowy religią w kontekście własnego istnienia i własnej drogi życiowej nie ma sensu. Boga nie ma, możesz być szczęśliwy.

 

Jest dobre kilka tysięcy bóstw, bogów, systemów wierzeń, powiedźmy 5000. Wierzysz w jednego a nie wierzysz w 4999. Ja nie wieżę w jednego więcej. 

 

Człowiek jest organizmem żywym, masz jeden cel, przetwarzanie energii. Życie jest wspaniałe, Twoja jaźń jest przystosowanie ewolucyjnym, które poza sukcesem ewolucyjnym, doświadczać Tobie wszystkiego wokół. 

 

Jeśli koniecznie szukasz stwórcy to wystarczy patrzeć w niebo, w dzień i w nocy. Jesteśmy wszyscy "dziećmi" gwiazd, atomy Twojego ciała powstały w gwiazdach a to, że mogły zaistnieć na naszej planecie w postaci Ciebie to wina/zasługa tej jednej najważniejszej gwiazdy. 

 

 

Zdjęcie Ziemi wykonane 14.02.1990 roku przez sondę Voyager 1 z odległości 6.4 miliarda kilometrów. Poniżej chyba dający największą perspektywę tekst Carla Sagana do tego zdjęcia. 

 

unnamed-32-1024x683.jpg

Cytat

Look again at that dot. That's here. That's home. That's us. On it everyone you love, everyone you know, everyone you ever heard of, every human being who ever was, lived out their lives. The aggregate of our joy and suffering, thousands of confident religions, ideologies, and economic doctrines, every hunter and forager, every hero and coward, every creator and destroyer of civilization, every king and peasant, every young couple in love, every mother and father, hopeful child, inventor and explorer, every teacher of morals, every corrupt politician, every "superstar," every "supreme leader," every saint and sinner in the history of our species lived there--on a mote of dust suspended in a sunbeam.

The Earth is a very small stage in a vast cosmic arena. Think of the rivers of blood spilled by all those generals and emperors so that, in glory and triumph, they could become the momentary masters of a fraction of a dot. Think of the endless cruelties visited by the inhabitants of one corner of this pixel on the scarcely distinguishable inhabitants of some other corner, how frequent their misunderstandings, how eager they are to kill one another, how fervent their hatreds.

Our posturings, our imagined self-importance, the delusion that we have some privileged position in the Universe, are challenged by this point of pale light. Our planet is a lonely speck in the great enveloping cosmic dark. In our obscurity, in all this vastness, there is no hint that help will come from elsewhere to save us from ourselves.

The Earth is the only world known so far to harbor life. There is nowhere else, at least in the near future, to which our species could migrate. Visit, yes. Settle, not yet. Like it or not, for the moment the Earth is where we make our stand.

It has been said that astronomy is a humbling and character-building experience. There is perhaps no better demonstration of the folly of human conceits than this distant image of our tiny world. To me, it underscores our responsibility to deal more kindly with one another, and to preserve and cherish the pale blue dot, the only home we've ever known.

— Carl Sagan, Pale Blue Dot, 1994

 

  • Confused 1
  • Upvote 1
Opublikowano (edytowane)
26 minut temu, ernorator napisał(a):

Zaprzątanie sobie głowy religią w kontekście własnego istnienia i własnej drogi życiowej nie ma sensu. Boga nie ma, możesz być szczęśliwy.

W tych zdaniach jest tyle sprzeczności i chaosu. Nic dziwnego, że nie wierzysz :E

 

Jeśli z miejsca traktujesz Pana Boga jako swojego wroga, przy którym nie możesz być szczęśliwy, bo daje Ci karę jak każdy Tata, to dlatego trudno Ci z nim żyć.

 

Myślę, że z wiarą trzeba się po prostu nauczyć żyć. Jeśli doświadczysz co to prawdziwa wiara i modlitwa (i przeżyjesz to i owo - zazwyczaj nic miłego), to nie rozmawiasz o niej potem z nikim innym i nie musisz zadawać pytań. Wiele problemów rozwiązuje się o wiele łatwiej.

 

Problemem społeczeństwa (oprócz mieszania polityki z religią i Kościoła z polityką) jest według mnie to, że Pan Bóg dla człowieka jest zawsze dżinem z butelki, który spełnia życzenia. To mniej więcej tak jak z ojcem, którego nienawidzisz, ale go potrzebujesz, bo jest np. Twoim bankomatem. Kochasz go wtedy, kiedy potrzebujesz wyjść na fajkę.

 

Świat jednak nie jest taki prosty i skoro mamy jakieś światełka na niebie i w ogóle, to dlaczego Bóg, nazywany przez ateistów "dziadkiem na chmurce" miałby nie istnieć? :)

 

Problem z tymi ludźmi jest taki, że oni nie wierzą w nic czego nie można doświadczyć zmysłami dostępnymi na jawie i dopóki Jezus nie stanie przed nimi, nie będą wierzyć.

Edytowane przez Filip454
Opublikowano
16 minut temu, Filip454 napisał(a):

Świat jednak nie jest taki prosty i skoro mamy jakieś światełka na niebie i w ogóle, to dlaczego Bóg, nazywany przez ateistów "dziadkiem na chmurce" miałby nie istnieć? :)

 

Problem z tymi ludźmi jest taki, że oni nie wierzą w nic czego nie można doświadczyć zmysłami dostępnymi na jawie i dopóki Jezus nie stanie przed nimi, nie będą wierzyć.

Bardzo, bardzo mocno spłyciłeś pojęcie ateizmu.
Jeżeli wystarczającym warunkiem do zaistnienia czegokolwiek jest to, że jesteśmy w stanie to coś sobie wyobrazić, to dyskusja przestaje mieć sens.

I tak, wręcz czarujące jest zamykanie się w swoim mikrobąblu konkretnej swojej religii...

  • Upvote 1
Opublikowano (edytowane)

Na nic się nie zamykam, a tym bardziej nie leżę krzyżem w zamkniętym kościele. Nic z tych rzeczy.

 

Ja nawet nie dyskutuję na temat kto w co wierzy, bo wiara to kwestia właśnie indywidualna i od tego ona jest moim zdaniem. Jeśli ktoś w coś bardzo mocno wierzy, to nie przekabacisz go na swoją stronę.

 

Ateiści przecież nie wierzą tak naprawdę w nic, a z tego co zauważyłem najczęściej dyskutują o religii i właśnie wierze. Jak można dyskutować o czymś, czego się po prostu nie czuje? Tak samo ja nie dyskutuję o ateizmie, bo go do końca nie rozumiem i do dziś nie rozumiem jak mogłem nie zauważać jak działa rzeczywistość. Gdybym miał taki bagaż doświadczeń i wiedzę o mechanizmach działania naszej rzeczywistości jaką mam teraz, byłbym chyba najbezpieczniejszym człowiekiem na Ziemi, razem z całą moją rodziną. Cieszę się, że jednak w porę obudziłem się z marazmu, w którym tkwiłem wiele lat. Opowiedziałbym więcej, ale to wszystko jest intymne. Wiara to dla mnie bardzo intymna sprawa oparta na traumatycznych przeżyciach i nie mam zamiaru o tym rozmawiać.

 

Podstawowym problemem jest to, że uczą nas, a sami nie mają pojęcia jak działa świat i rzeczywistość. Potem mamy ludzi niepotrafiących odpędzić się od grzechu, uzależnień; ludzi wpadających w różne stresy i manie.

 

Dla ludzi wierzących tak samo: coś co istnieje tylko dla nich, a nie jest naoczne, będzie jakąś nieistniejącą bajeczką dla ateistów. Żyję jednak na tym świecie wystarczająco długo i wiem co się działo dziwnego i dzieje w moim życiu, że dawno temu przestałem wierzyć w zerojedynkowość rzeczywistości. Gdybym to wszystko opowiadał na prawo i lewo to i tak nikt by mi nie wierzył i mało ma to czasami wspólnego z Panem Bogiem, którego znamy z KK.

 

Bez sensu trochę jest zarzucanie komuś, że zamyka się w mikrobąblu religii katolickiej, bo wierzy w istnienie Jezusa. Tak samo przecież można powiedzieć, że ateiści zamykają się w mikrobąblu swojej wiary w nic. To też można nazwać spłycaniem rzeczywistości, która nas otacza. To jest bardzo filozoficzny temat, dlatego można o tym mówić bez końca...

 

Moim podstawowym argumentem dla ateistów jest zawsze zakład Pascala i tego się trzymam. Wierzącym pozostaje wierzyć, że ateiści się nawrócą, a ja głęboko wierzę, że mój "dziadek na chmurce" ich przyjmie z otwartymi ramionami i wybaczy im wypieranie się go. Nie nawracam nikogo na siłę, bo to bez sensu.

 

Ateiści, których spotykałem są zazwyczaj mega miłymi i ciepłymi ludźmi, nieszkodliwymi dla otoczenia - w przeciwieństwie do wielu wierzących i praktykujących, którzy się wiecznie kłócą o rację. Kochają często zwierzęta i są eko.

 

Najbardziej jednak bawi mnie argument, że wierzę, bo rodzice tak mi kazali jak byłem mały i wierzę z przyzwyczajenia. Najgorszy okres w życiu to paradoksalnie ten, kiedy właśnie chodziłem bezmyślnie do kościoła, bo tak po prostu trzeba było (jak większość dzieci w Polsce). Czułem jakiś przymus, ale nigdy nie czułem niechęci do Pana Boga.

 

Tak samo jak szkoła zniechęca do nauki, tak samo rodzice do Kościoła. Po prostu wychowuje się u nas w Polsce źle. Nie potrafi się uczyć i wychowywać, ale na całym świecie jest podobnie, dlatego moim zdaniem potrzebna jest rewolucja.

 

Całe moje życie byłem nieszczęśliwy, ale złe przeżycia i traumy uświadomiły mi podwójnie, że wiara w Pana Boga to była dobra droga. Nie byłoby mnie tutaj teraz i nie pisałbym tego wszystkiego.

 

Mówię o prawdziwej i szczerej wierze, a nie modleniu się w kościele na siłę i robienie z wyjścia do niego rewii mody - potem powrót do domu i kłócenie się z żoną, rzucanie obelgami na prawo i lewo oraz picie alkoholu na umór. Z moich obserwacji (dość oczywistych dla osób postronnych) wynika, że właśnie tacy ludzie się tak zachowują, a ateiści się często zachowują tak, jakby to oni byli tymi prawdziwie wierzącymi xD

 

Jestem #teamBabyJesus :E, ale szanuję ateistów. Co nie znaczy, że ich kiedykolwiek zrozumiem. Nie wyprę się też Pana Boga i Jezusa, ale z drugiej strony manifestowanie swojej wiary na forum to słaba droga ich wielbienia, dlatego na tym zakończę swoje wypowiedzi o tych postaciach :) Tym bardziej, że na pewno masz też swoje przemyślenia na ten temat i żyjesz sporo dłużej ode mnie. Szanuję je i nie wnikam. Ogólnie jeśli ja nie wyśmiewam ateistów, to tego samego oczekuję od nich.

Edytowane przez Filip454
Opublikowano

Powiedział bym - co kto lubi. Problem polega na tym, że religia nigdy nie jest Twoja, ona ma być taka sam u wszystkich do około. I nawet gdy nie jesteś wojującym katolikiem to należysz do wojującego kolektywu.

 

Mnie w związku z bogami, religiami itd. przeszkadzają podziały, agresja i ingerencja..........właściwie we wszystko. Religia, wiara to czyste zło, ma domyślnie ograniczać, kontrolować. Po to wymyśliliśmy religie i do tego nadal służy. 

 

Jeśli chodzi o konkretnych bogów i religie, urodzisz się w Polsce będzie #teamBabyJesus, urodzisz się w Indiach #team(mają tego trochę więc do wyboru), w Iranie #teamAllah. Jeśli Twój Bóg zależy głównie od miejsca urodzenia i zaciekłości rodziców w posyłaniu Ciebie na nauki do ludzi "w głupich czapkach" to słaby bóg. 

Opublikowano (edytowane)
4 godziny temu, Filip454 napisał(a):

Na nic się nie zamykam

Oj zamykasz, zamykasz :) Przecież jest bardzo dużo różnych wierzeń, ale one są gorsze od chrześcijaństwa, prawda? 

 

4 godziny temu, Filip454 napisał(a):

Ateiści przecież nie wierzą tak naprawdę w nic, a z tego co zauważyłem najczęściej dyskutują o religii i właśnie wierze.

Po pierwsze, bardzo często te dyskusje to taki 'test'. Akurat religię chrześcijańską łatwo jest testować na logikę, więc stąd te ciągłe zestawy pytań właśnie 'testowych' od ateistów.
Po drugie, to tylko dyskusja. Osobiście (mój bąbel życiowy) zauważyłem, że katolicy (czyt. najczęściej polscy katolicy) bardzo agresywnie reagują na jakiekolwiek dyskusje o ich religii. 

4 godziny temu, Filip454 napisał(a):

Podstawowym problemem jest to, że uczą nas, a sami nie mają pojęcia jak działa świat i rzeczywistość. Potem mamy ludzi niepotrafiących odpędzić się od grzechu, uzależnień; ludzi wpadających w różne stresy i manie.

 

....zerojedynkowość rzeczywistości.

Jeżeli piszesz w kontekście "ateiści którzy sami nie mają pojęcia", to cóż, mają. Niestety.
Do do zerojedynkowości rzeczywistości: jeżeli wiążesz ją z ateizmem, to znowu: nie. 

4 godziny temu, Filip454 napisał(a):

Bez sensu trochę jest zarzucanie komuś, że zamyka się w mikrobąblu religii katolickiej, bo wierzy w istnienie Jezusa. Tak samo przecież można powiedzieć, że ateiści zamykają się w mikrobąblu swojej wiary w nic. To też można nazwać spłycaniem rzeczywistości, która nas otacza. To jest bardzo filozoficzny temat, dlatego można o tym mówić bez końca...

Dzięki, rozwinę to, co wyżej napisałem: jest mnóstwo religii o różnych wierzeniach. Ateista nie nie wierzy jedynie w Jezusa, ateista nie wierzy w religię. Ateista jest otwarty na aspekty rzeczywistości, które z definicji są zamknięte dla wierzącego.

4 godziny temu, Filip454 napisał(a):

Ateiści, których spotykałem są zazwyczaj mega miłymi i ciepłymi ludźmi, nieszkodliwymi dla otoczenia - w przeciwieństwie do wielu wierzących i praktykujących, którzy się wiecznie kłócą o rację. Kochają często zwierzęta i są eko.

Oj bywa różnie. Ateiści to też ludzie :E Ludzie potrafią być...no, ludźmi dla innych ludzi :> 
Osobiście powiem jednak, że najbardziej agresywną postawę, jaką u wierzących widziałem*, to była postawa moich wieloletnich znajomych, w tym głównie żony mojego kolegi z podstawówki. Powiązane to było z reakcją na coś bardzo, bardzo niepokojącego, co się wydarzyło w Kościele Katolickim - nie, nic powiązanego, tym razem, z pedofilia.

*mam/miałem kontakt z wierzącymi z wielu religii, bywam w miejscach świętych dla wierzących, rozmawiam, czytam

4 godziny temu, Filip454 napisał(a):

Najbardziej jednak bawi mnie argument, że wierzę, bo rodzice tak mi kazali jak byłem mały i wierzę z przyzwyczajenia. Najgorszy okres w życiu to paradoksalnie ten, kiedy właśnie chodziłem bezmyślnie do kościoła, bo tak po prostu trzeba było (jak większość dzieci w Polsce). Czułem jakiś przymus, ale nigdy nie czułem niechęci do Pana Boga.

 

No dobra, skupmy się na czymś takim:
- nie wybrałeś sobie ani czasu, ani miejsca na narodziny. Czas i miejsce nie miało korelacji do katolicyzmu.
- jeżeli byś się urodził w czasie/miejscu, w którym katolicyzm nie byłby dominujący, albo w ogóle nieznany, to w jaki sposób miałbyś zacząć w ogóle wierzyć w boga katolickiego?
Po prostu nasiąknąłeś kulturą, w której dominującym był katolicyzm. Byś się roześmiał na samą myśl, że mógłbyś być np. buddystą, albo chociaż protestantem, prawda?

4 godziny temu, Filip454 napisał(a):

Całe moje życie byłem nieszczęśliwy, ale złe przeżycia i traumy uświadomiły mi podwójnie, że wiara w Pana Boga to była dobra droga. Nie byłoby mnie tutaj teraz i nie pisałbym tego wszystkiego.

No i nie ma tu nic zaskakującego, wyjątkowego (sorrryy :P ). Po to jest religia: żeby dostać siłę, kierunek, nadzieję w brutalnym świecie.

4 godziny temu, Filip454 napisał(a):

Ogólnie jeśli ja nie wyśmiewam ateistów, to tego samego oczekuję od nich.

Z tym, niestety jest problem: ateiści potrafią się znęcać tymi swoimi testami logicznymi, wierzący potrafią być bardzo, bardzo agresywni.

Edytowane przez jagular
Opublikowano

Przewagą ateistów jest na pewno lepsze zrozumienie świata. Nie używają wytrychów typu: coś tam, bo Bóg tak chciał.

 

A tacy skrajnie żarliwie wierzący raczej ich rozbawiają niż irytują. Może to być czasami odbierane jako postawa nieprzyjazna. Nie sądzę aby ateistom zależało aby kogokolwiek nawracać na ateizm. Może im natomiast sprawiać satysfakcję intelektualną wykazywanie niekonsekwencji u wierzących. Na podobnej zasadzie jak rozwiązania jakiejś zagadki logicznej.

  • Upvote 1
Opublikowano (edytowane)
W dniu 21.02.2025 o 16:37, Toni napisał(a):

Nie wydaje mi się by "coś większego " miało jakąkolwiek moc zmienienia mnie nie będąc Bogiem

Dokładnie. Budda rządzi.

Żartuję.

تَكْبِير

Edytowane przez bergercs
Opublikowano
8 godzin temu, Filip454 napisał(a):

Ateiści przecież nie wierzą tak naprawdę w nic...

Nie, ateiści wierzą że bóg/bogowie nie istnieją. Pod tym względem ateizm też jest wiarą tylko w druga stronę.

Po prostu brak wiary i postawa że tu się nie czego nie da udowodnić to agnostycyzm. 

  • Haha 2
Opublikowano
6 godzin temu, ernorator napisał(a):

Powiedział bym - co kto lubi. Problem polega na tym, że religia nigdy nie jest Twoja, ona ma być taka sam u wszystkich do około. I nawet gdy nie jesteś wojującym katolikiem to należysz do wojującego kolektywu.

 

Mnie w związku z bogami, religiami itd. przeszkadzają podziały, agresja i ingerencja..........właściwie we wszystko. Religia, wiara to czyste zło, ma domyślnie ograniczać, kontrolować. Po to wymyśliliśmy religie i do tego nadal służy. 

 

Jeśli chodzi o konkretnych bogów i religie, urodzisz się w Polsce będzie #teamBabyJesus, urodzisz się w Indiach #team(mają tego trochę więc do wyboru), w Iranie #teamAllah. Jeśli Twój Bóg zależy głównie od miejsca urodzenia i zaciekłości rodziców w posyłaniu Ciebie na nauki do ludzi "w głupich czapkach" to słaby bóg. 

Na podobnej zasadzie działa etycznośc bądź nieetyczność Twojego postepowania. Zostałeś przez kogoś urobiony, że nie zabijasz na życzenie, nie gwałcisz, nie kradniesz, pomożesz starszej pani wysiąść z autobusu :)

Jakbyś się urodził w Rosji, mozliwe, że pojechałbyś zabijać ludzi na Urkainie, bo Ci tak kazali albo z biedy lub nawet z nienawiści.

 

Co sprawia, że postepujesz, jak postępujesz? Sam sobie to wymysliłeś? Czy Ci to wgrano na drodze wychowania, obserwacji otoczenia?

 

Od lat nie byłem w kościele. Nie chce mi sie tam chodzić. Drażnią mnie te wszystkie rozmodlone głowy.

 

Nie przeszkadza mi to jednak być pewnym istnienia Boga, czy mówiąc ogólnie "Siły, której nie rozumiemy" a która zaprojektowała to wszystko.

Dla mnie istnienie tej siły wynika zwyczajnie z założenia, że musi istnieć coś co urochomiło to Nasze uniwersum.

 

Co było, jak niczego nie było? I dlaczego nagle sie pojawiło? A może obserwowana oczami rzeczywistość, istnieje od zawsze i nie było początku?

 

Nie wiemy.

 

Wiemy, że nie ogarniamy czegoś większego niż Nasze umysły.

Opublikowano (edytowane)
17 godzin temu, jagular napisał(a):

Zadałem sobie trud i obejrzałem losowe 30 sekund z pierwszego filmiku. Akurat w tym momencie ten kolo mówił o pewnych pytaniach dotyczących życia. Cóż, gdyby tak wyjść poza swój bąbel i przeczytać książkę inną, niż Biblia, można by znaleźć na te pytania odpowiedzi.
I to mogę  polecić: jeżeli chcesz zrozumieć (bardziej) świat, rzeczywistość, nie powinieneś się ograniczać do źródeł w kółko omawiających Biblię. To do niczego nie prowadzi nowego, to klepanie ciągle tych samych schematów. Niczego się nie nauczysz o życiu w ten sposób. Zostaniesz co najwyżej ekspertem od jednej opowieści.

No tak 30 sekund. Nawet nie wiesz o czym ten koleś mówił. A argumenty miał naukowe i logiczne. Bardzo przekonujące. Nic dziwnego że nie wierzysz - jest jak w tym żarcie - w sejmie PRLowskim przewodniczący rady państwa pyta się "kto za" a następnie "kto przeciw" (i w tym momencie zakrywa oczy) - i mówi "nie widzę". Parafrazując można powiedzieć jagular - dowody myślowe na istnienie Boga? Dopowiedz sobie sam. A tak się składa, że facet odpowiada na wiele zarzutów jakie sami stawiacie w zagadnieniu.

Edytowane przez Toni
  • Haha 2
Opublikowano (edytowane)
54 minuty temu, GordonLameman napisał(a):

@Toni

Nie ma argumentów naukowych “za” istnieniem Boga, więc nie zmyślaj.

 

 

Oczywiście że są i o nich mówi też David Asscherick powołując się na różnych naukowców jak Francis Harry Compton Crick. Z Wikipedii:

 

Pomimo swoich ateistycznych przekonań, był jednym z uczonych negujących możliwość samoistnego powstania życia z materii nieożywionej. Odrzucając możliwość ewolucji chemicznej w warunkach ziemskich, Crick starał się wytłumaczyć pochodzenie życia na Ziemi za pomocą teorii panspermii.

 

Nie ma to jak całe życie omijać szerokim łukiem argumenty (książki, filmy) za Bogiem a potem próbować wmawiać innym że ich nie ma. Obejrzałbyś to byś wiedział że takie argumenty oczywiście są. Ten materiał filmowy jest tego przykładem. Wystarczy obejrzeć.

Edytowane przez Toni
  • Haha 1
Opublikowano

Ale od czasów Cricka nauka poszła sporo do przodu. Obecnie negacja ewolucji chemicznej to kompletny margines. Odkryto proste związki organiczne nawet w obłokach materii międzygwiazdowej. Teoria panspermii straciła na znaczeniu bo nigdzie nie odkryto śladów obcego życia jak na razie.

  • Upvote 1

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...