Mam jeszcze kilka tygodni Game Passa, więc postanowiłem go wykorzystać i ograć ten tytuł - w weekend go przeszedłem.
Niestety, potwierdza się większość tego, o czym mówił NRGeek na kanale: świetny klimat amerykańskiego południa, bagna, piękne widoczki, małe miasteczka, całość stylistycznie prezentuje się naprawdę ładnie.
Na plus też soundtrack, bo idealnie buduje klimat. Efekt poklatkowy od razu wyłączyłem, bo mnie irytował - co chwilę miałem wrażenie, że mam spadki fps-ów.
Niestety gameplay to już inna bajka - bardzo szybko się nudzi. Walka? Strasznie płytka i toporna - kilka ciosów na krzyż, unik, od czasu do czasu jakaś moc. Wrogowie totalnie nieciekawi i jest ich jak na lekarstwo - można byłoby policzyć na palcach jednej ręki. W pewnym momencie zjechałem z trudnego poziomu na najniższy poziom, żeby szybciej przez to przebrnąć.
Bossowie wypadli najlepiej - każda walka trochę inna, nawet ciekawe pojedynki, choć do trudnych też nie należały.
Elementy platformowe? Powtarzalne aż do bólu. Zagadki? Jeśli można to w ogóle tak nazwać - pijany je rozwiąże z zamkniętymi oczami.
Fabularnie jest okej - nic, co by zostawało na dłużej, ale całkiem przyjemnie się to śledzi. Podobał mi się sposób prowadzenia narracji, jakby w formie jakiejś bajki, co dobrze współgrało z klimatem gry.
Z ciekawości można sprawdzić, jak ktoś ma Game Passa, ale na dłużej nie zostaje w głowie. Dla mnie takie mocne 5/10.