marko
Użytkownik-
Postów
1 191 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez marko
-
Brak wymagań wstępnych, chociażby jakiegoś wyuczonego zawodu. Otwierasz działalność - też nikt o nic nie pyta. Potrzebujesz jakieś uprawnienia? Żaden problem. W tym całym cyrku najtrudniejszym wydaje się zdać prawo jazdy, czy to na kat. B czy C Jednak prawdziwi budowlańcy muszą mieć i talent, i wiedzę
-
Znam dwóch prawników z problemem alkoholowym. Bo ja wiem? W tym roku np. zlecałem wyrównanie terenu (!), wykonanie podjazdu i ułożenie kostki brukowej. Z tym, że ja wiem do kogo zadzwonić, żeby mieć dobrze zrobione. A czy bycie prawnikiem wymaga wybitnego IQ? IMO też nie. Są dużo ambitniejsze zawody i nikt nie robi halo. Jeśli chodzi o budowlankę, to jesteś totalnym ignorantem, sprowadzając ten fach do pracy czysto fizycznej. No to faktycznie cwaniaczek. Mogłeś zapytać czy ZUS też rozlicza podwójnie
-
oj to mało widziałeś
-
A na koniec i tak nastąpi jakieś tąpnięcie, bo to Śląsk Budowlańcy, elektrycy, hydraulicy, itd. są skrajnie niedoceniani. Winne jednak prawo, bo w zasadzie nie ma jakichś wymagań co do tych zawodów. Więc za robotę może zabrać się człowiek ze szkołą branżową i pojęciem, jak i człowiek po podstawówce i bez pojęcia. Jednak sprowadzać wszystkich do jednego worka jest skrajnie głupie.
-
To z Twojego niwelowania terenu. Zburz mi stary dom, usuń stare fundamenty i przygotuj teren, żebym mógł postawić nowy budynek w tym miejscu i żeby po dwóch latach nie zaczęło nic siadać. Tak? To dlaczego spora część prawników, to debile? Dlaczego nie mogę wziąć pierwszego z brzegu, który niby specjalizuje się w tematyce mojego problemu, z przekonaniem, że pomoże mi załatwić sprawę, tylko często muszę szukać potem kolejnego, który naprawi błędy poprzednika?
-
Równie śmiało mogę napisać, że krótki mail za 600zł, to też przegięcie
-
Aha I spierd*lenia tego przy okazji
-
Zawsze możecie iść w budowlankę, jak to taki łatwy chleb.
-
Serwis dał mocno dupy. 600zł - niby dużo i niedużo. No ale nie poinformowali. A jakby było 3000zł to też by nic nie powiedzieli, tylko kazali zapłacić?
-
Czekaj czekaj. Czy w kosztorysie jest wpisane, że masz coś pokryć z własnej kieszeni?
-
Serwis jest odpowiedzialny za odzyskanie gotówki od ubezpieczyciela. Nie mogą żądać od Ciebie pieniędzy.
-
Nie ma efektu "zbierania się" auta, czyli słyszysz wzrost obrotów, mózg podświadomie wie, co wydarzy się za chwilę. Moja żona dostrzegła to na pierwszej jeździe próbnej. Do tego ilość i dostępność momentu obrotowego - nie musisz deptać auta, a i tak trochę wciska w fotel, bez ostrzeżenia
-
To teraz przykład chłopaka sąsiadki z klatki też ma T5, ale celowo zaniedbane. Ale do sedna. Auto pomalował sam: trochę wałkiem, trochę pędzlem, trochę po prostu ochlapał auto i zrobiły się zacieki w innym kolorze. Do tego poprzyklejał jakieś naklejki w stylu Fallout. I wiecie co? To naprawdę dobrze wygląda!
-
On mi opowiadał, że za auto dał kilka tysięcy euro. Przeróbki + mechanika kosztowały... prawie 20tys. euro. A większość robił sam Tak popatrzyłem na to auto i za diabła nie mogę odgadnąć, co tyle kosztowało może jakieś lżejsze materiały, żeby auto nie puchło tak na wadze Osobiście za ten hajs poszedłym kupić przyczepę kempingową
-
Kolega z pracy kupił sobie najbardziej rozklekotanego T5 i przerobił na kampera
-
Ty tak na poważnie? Chyba że porównujesz Vito do Suburbana, a nie np. RAV4. Nowym Vito jeździłem w zimie. To nie ma ŻADNEGO porównania do np. mojego X-Traila. Jeździ to jak typowy bus z wszystkimi tego wadami. Obecne na naszym rynku SUV prędzej można porównać z segmentem Citana.
-
Tylko, że to nie ma nic wspólnego z lenistwem! To, że sobie budujesz dom, 2 tygodnie wybierasz płytki do łazienki, 3 tygodnie wybierasz meble do kuchni, trzystapiętnaście razy sprawdzasz, czy gdzieś da się coś taniej, całą młodość liczysz pieniądze, planujesz, żeby spłacić kredyt, itd., a na koniec boisz się cokolwiek dotknąć, żeby nie zarysować, bo kosztowało majątek, to Twój sposób na życie. W sensie nie mam na myśli dosłownie Ciebie, bo nie interesuje mnie to, jak sobie prowadzisz życie, ale Polacy właśnie tak robią: dom jest najważniejszy, życie potem. Inni patrzą na życie całkowicie inaczej. Podobnie jest z pracą: dla jednych najważniejsza jest kariera, dla drugich własne życie.
-
To nie chodzi o brak mrozów, tylko różnice kulturowe. Co kraj to obyczaj. Polacy przywiązują bardzo dużo uwagi do własnych 4 kątów i tego jak one wyglądają, często wręcz "na pokaz", bardzo chętnie zapraszają gości do domu. Brytyjczycy bodajże strasznie dbają o swoje ogródki, gdzie reszta "chałupy" jakoś się trzyma. Grecy chyba też mają wywalone na wnętrze domu, bo to strefa intymna i gości się zaprasza gdzie indziej a nie do domu.
-
Jest kilka takich zakrętów. Nie pamiętam ale to bodajże gdzieś między opolskim, a dolnośląskim. Ekrany oddzielające jezdnie + różnica wysokości sprawiają, że mało widzisz na zakręcie. I nie żebym, to ja miał problem, bo auta za mną też uciekały zaskoczone na lewy pas. Poza tym sorry. Rozkładasz się na prawym pasie z robotami, to jako zarządca drogi masz zasrany obowiązek ostrzec kierowców i uspokoić ruch (ograniczyć prędkość). A nie postawili busa i 2 pachołki 2 metry za autem
-
Wiesz gdzie jest różnica? O tym, że ktoś coś odpierdzielił na drodze w Polsce słyszysz praktycznie codziennie. I tak jak napisałeś, pod prąd jeżdżą z reguły dziadki, którym z racji wieku coś nie zatrybiło w głowie. Jest jednak zasadnicza różnica. INFORMACJA. O tzw. Geisterfahrer jesteś informowany przez radio w samochodzie. Wystarczy mieć włączone TA w radiu. W Polsce nawet robót drogowych nie potrafią poprawnie oznakować na A4, gdzie sam jakieś 2 lata temu mało nie skasowałem auta. Bo debilom z utrzymania dróg nie przyszło na myśl, żeby przed zakrętem z kiepską widocznością postawić auto zabezpieczające czy jakikolwiek znak informujący o pracach drogowych...
-
Właśnie czytam artykuł o wypadku na S52 koło Bielska-Białej. Wypadek, utworzony korytarz życia, a jakiś idiota postanowił zawrócić i jechać pod prąd. I spowodował kolejny wypadek, w którym na szczęście zginął tylko on.
-
U mnie w mieście jeden Autohaus ma dodatkowy plac na samochody oddalony tak o kilometr. No i w tamtym roku z dobrych 10 takich mustangów (niekoniecznie tylko GT) stało miesiącami... w pokrzywach. Chyba dopiero późną jesienią albo początkiem zimy zrobiło się pusto na placu i skosili trawę
-
Somsiad ma tego Mustanga. Zdecydowanie nie
-
Nadal wybrałbym to, co mam: X-Trail e-Power e-4orce.
-
Nie traktuję wybiórczo. Na auto musisz mieć uprawnienia - co automatycznie wiąże się z większymi wymaganiami. Na rower czy hulajnogę nie potrzebujesz nic. Więc też nie możesz wymagać, żeby ludzie nagle się przestawili na jakieś wymagania. Pamiętaj, że rowerem może jeździć największy debil, analfabeta, wyznawca toruński czy płaskoziemiec. Skoro nie jesteś w stanie im wytłumaczyć podstaw funkcjonowania świata, to też nie przetłumaczysz im, że kask uratuje im pusty łeb. A prawo ma działać dla wszystkich, a nie wybiórczo. Przy napędzie elektrycznym jednak jest inaczej. Polskie prawo spartoliło sprawę, bo jak zwykle nie zrobiło nic na początku, jak to wchodziło na rynek. A wystarczyło postawić jasne wymagania. A tak to teraz ludzie nakupili tego dziadostwa i weź im teraz wytłumacz, że nie mogą go używać w ruchu publicznym PS: sam używam kasku, moje dziecko też. Żona nie cierpi kasków, no ale dziecko patrzy, więc zakłada
