-
Postów
2 108 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Treść opublikowana przez Vulc
-
Jest, ale równocześnie bardzo lubię uniwersum, to mój punkt zaczepienia. Na razie zgadzam się z tym co piszesz, ciężko określić w jakim kierunku chcą iść twórcy. Tak jak wspominałem, może to być konflikt korporacji z Obcym w tle. I wolałbym to zdecydowanie bardziej od teen drama. Myślę, że wynika to w jakimś stopniu z ograniczeń technicznych poprzednich części, bo od strony motoryki jego szybkość nie jest mocno przesadzona. Tutaj, zwłaszcza w przypadku sceny przy windzie, zostało to celowo nieco wyolbrzymione, aby nie było wątpliwości, że mamy do czynienia z apex predatorem. Koło czasu mocno odbiega od książki, ale powiedzmy że się jeszcze jakoś broni. Pierścienie Władzy to abominacja, która koło "ujdzie" nawet nie stała. Fundacja daje radę jako serial, ale jako ekranizacja również skręca w wiadomym kierunku. Bo przecież problemem jest to, że główny bohater to facet. Nie mówiąc o tonie innych zmian, które przesłanie książki mocno spłycają.
-
Ja wiem, gram praktycznie tylko tą bronią i nie zauważyłem większej różnicy. W sensie dmg mniejszy?
-
Drugi odcinek Alien: Earth. Na razie tego nie widzę, ale zobaczymy jak dalej się sprawa rozwinie. Jedynym wątkiem z potencjałem jest konflikt korporacji. Reszta, łącznie z hybrydowym teen teamem, wypada średnio. I ponownie, niektóre akcje płytkie jak wiosenna kałuża. Choćby przyjęcie, którego rozbawieni uczestnicy nie ogarnęli, że w budynek w którym imprezują, wbił się ogromny statek kosmiczny. I nie, nie kupuję tłumaczenia, że byli pijani, naćpani, whatever. To jest niedorzeczne i miało na celu wyłącznie stworzenie gore sceny z Obcym w roli głównej. Muszę jednak przyznać, że to jak został on zobrazowany, jest satysfakcjonujące. Może poza ewidentnym plot armorem głównego bohatera, ale to już niestety standard. Na razie staram się być cierpliwy i nastawiać pozytywnie.
-
I to się cały czas dzieje, tam gdzie jest to możliwe. Równocześnie jest mnóstwo miejsc gdzie - z powodu takiej a nie innej infrastruktury - zmiany są mocno utrudnione. Lub zwyczajnie nie ma chęci ich wprowadzania. Czego efekty widzę choćby w swoim mieście, gdzie ścieżki rowerowe to dramat, zostały oddane tylko po to aby zrealizować target unijnych dotacji (krótkie, nie połączone ze sobą odcinki). Podnoszenie kultury drogowej? No cóż, powodzenia w kraju ludzi wiecznie na coś wkurzonych. Oczywiście można i trzeba to robić, ale jak już wspominałem, jedno drugiego nie wyklucza. Jest mnóstwo przepisów, których egzekwowanie jest trudne lub wręcz niemożliwe. I ponownie, kompletnie nie zgadzam się, że akurat ten obowiązek nic nie wniesie - wieść pójdzie w świat, choćby poprzez medialną szopkę, informowanie klientów w sklepach, że kask jest już obowiązkowym wyposażeniem. Nie widzę tutaj żadnego bałaganu, niezależnie od tego ile jeszcze razy będziesz to negować. Ja dziś też 66km w pełnym słońcu, nic przyjemnego. Miałem fajny odcinek leśny, który mógł mnie ochronić przed słońcem, ale okazało się, że tak jak kiedyś był pewnie świetną, szutrową, leśną drogą, teraz to rozjeżdżone przez jakieś terenowe samochody, piaskowe grzęzawisko. Nie unikam trudniejszego terenu, ale po 500 metrach zwyczajnie zawróciłem, nie dało się jechać. Mój pierwszy maraton za mną. No, może taki mini maraton, patrząc na tych kosmitów co robią od strzała 500 km. 170 km po względnie płaskim terenie, ponad 7h na rowerze w 30-stopniowym upale, ze średnią ponad 24km/h. Mówiąc krótko, wyjechałem się doszczętnie, ale jestem też mega zadowolony. Nawykły głównie do krótszych, dynamiczniejszych zawodów, cieszę się, że udało mi się nie podpalać, trzymać swoje tempo. Łapiąc się z wolniejszymi grupkami na kilka minut, podczepiając pod mocniejsze na kilka minut, ale konsekwentnie trzymając założoną prędkość i tętno. Chyba tylko to pozwoliło mi przejechać ten dystans w potwornym upale. Trasa bardzo fajna, złożona głównie z dobrej jakości szutrów ze standardowymi łącznikami o różnej nawierzchni. Wynik? Wyższy niż się spodziewałem, top 25 na bodajże 115 startujących na moim dystansie osób. Rower spisał się bez zarzutu, podobnie plecak Uswe. Za to torbę na górną rurę musiałem po zawodach zmodyfikować, bo nie jest to konstrukcja do końca przemyślana (jakieś cudo z Centrum Rowerowego).
-
Problem w tym, że coraz częściej zwyczajnie nie są. Jak weteran (mogę chyba tak powiedzieć) Soulsów, mam duży problem wciągnąć się w te produkcje, które często bezmyślnie kopiują mechaniki z gier From Software, nie dając nic od siebie. Obecnie ogrywam Wuchang, a raczej męczę, bo nie mam zamiaru owijać w bawełnę - to jest zwyczajnie przeciętna gra. A mimo to każdy chce mieć swoje Soulsy za wszelką cenę.
-
Nic odkrywczego gościu nie powiedział, ale ma oczywiście rację. Odpowiedź dlaczego tak jest, zawarł we własnym materiale. BF2 i BF6 dzieli dwadzieścia lat. Dla branży, dla graczy i ich oczekiwań, w końcu dla targetów jakie przed twórcami stawiają wydawcy, to jest cała wieczność. Wystarczy spojrzeć na ten filmik gdzie ekipa jedzie Humvee przez ile? 6-7 minut? Bez żadnego wystrzału, praktycznie żadnej akcji. Kto w dzisiejszych czasach za to zapłaci? Fakty są takie, że możemy mieć takiego Battlefielda, albo żadnego. Część materiału i krytyki opiera się też o teamplay, temat już poruszany. Ze względu na dzisiejszą popularność tej serii i dużą rotację graczy, ogarnięcie skutecznej współpracy zespołowej jest mocno, mocno utrudnione. Patrząc na to co się dzieje w takich betach i później na premierę, gdzie ludzie biegają jak kot z pęcherzem, ignorując kompletnie podstawowe rozkazy, większy nacisk na kooperację mógłby wywołać tylko większą irytację ludzi nie przywykłych do tego, że przez 5 minut się nie strzela, albo trzeba pomyśleć zamiast ładować się na pałę w sam środek flagi. Irytację i odpływ graczy. Dzisiejszy Battlefield, a w zasadzie wszystko od trójki w górę, to tak naprawdę radosny deathmatch drużynowy i nie zapowiada się, żeby coś się miało zmienić.
-
Bez przesady, wygląda naprawdę spoko. Czuć powiew świeżości, mimo podobieństw do innych gier tego rodzaju. Tak na serio, nie powiedzieli jeszcze chyba nic o mechanice, ale czego się można spodziewać, tajemnicą nie jest.
-
Oby tak było, choć nie jestem specjalnie przekonany, że czymś zaskoczą. Choćby Azjata bardziej creepy już nie może być, nie wiem czemu ma służyć takie przerysowanie. Chyba, że to ściema i okaże się good guy'em. Fakt, warto też poczekać na dalsze odcinki. Wrócę do tematu po obejrzeniu drugiego.
-
To akurat spore utrudnienie, bo w nieco spokojniejszych fragmentach bez trudu można usłyszeć przeciwnika. Pozycjonowanie dźwięku w serii było z reguły dość dobre. Tym bardziej nie powinieneś się przejmować. To jest normalna celność, jeśli nie grasz wyłącznie reconem. Ja mam wyższe k/d, a celność niższą od Ciebie (14%). W Batlefieldzie kluczową rolę odgrywają odpowiednie poruszanie się po mapie, jej znajomość, trzymanie się zespołu. Praktycznie nic nie zrobisz jak Ci ktoś wyskoczy za plecami, ale możesz minimalizować szansę wystąpienia takiej sytuacji.
-
Battlefield zawsze był jedną, wielką loterią, nie ma w tym nic odkrywczego. Począwszy od tego jakie osoby masz w drużynie, przez osoby w squadzie, po ich nastrój w dany dzień (czy walimy na punkty, czy sobie pokampimy przez cały mecz). No i to nadal są strzelaniny, gdzie generalnie się... strzela. K/D? Nie czarujmy się też, każdy wolałby mieć wyższe niż niższe. To jest część gry i płynącej z niej satysfakcji. Nie jest niczym dziwnym, że ludzie zwracają na to uwagę. Kiedyś stwierdziłem, przy okazji którejś części, że dla mnie ta statystyka mogłaby zostać mocno ukryta albo zwyczajnie wywalona - ludzie ma nie w zasadzie wyśmiali. No i mieli rację, każdy powinien grać tak jak lubi. To nie jest CS tylko popularna, 64-osobowa, radosna strzelanka. To co pisałem wyżej, takie granie drużynowe na pałę, ciśnięcie na zdobywanie celów za wszelką cenę, też jest zwyczajnie głupie. Próba reanimacji na środku placu, gdzie z balkonu strzela 3 typa i nie ma nawet rzuconego smoke'a. Wbijanie na pałę tankiem lub transporterem w sam środek punktu żeby "zrobić hałas". Praktycznie brak ochrony zdobytego punktu, bo trzeba zapierd... dalej, trzeba być w ruchu. Tego się nie da wyeliminować.
-
Nic to w tym miejscu nie zmienia i nie zgadzam się, że piłowanie do znudzenia tego samego schematu, to jedyny sposób. W sensie czynnik ludzki (bądź inny), tak. Ponownie "ojojoj, coś się wydarzyło na statku", nie. Co miały te sceny symbolizować, to oczywiste. Jedna zwyczajnie mi się nie podoba, równie dobrze mogłoby jej nie być. Był mocno odmienny od poprzednich odsłon, ale posiadał elementy po tej serii oczekiwane. W Earth jest ich jak na lekarstwo. No, ale obejrzałem jeden odcinek, może przedwcześnie na takie niezadowolenie. Po prostu znam siebie i jeśli nie siada sam początek, rzadko zdarza się, że później kliknie.
-
Różnica jest taka, że za pierwszym czy drugim razem to jeszcze przejdzie. Za kolejnym już nie bardzo. Roboty się wpisują, ale ich możliwości można przedstawić subtelniej niż takie tandetne sceny. Choćby ta ze złapaniem rzuconej piłki była znacznie lepsza.
-
Tutaj, przy takiej intensywności, wszystko można podbić, o ile są jakieś związane z tym osiągnięcia - reanimacje, leczenie, niekoniecznie ammo, bo tak długo nie przeżyjesz.
-
Yep, jednym z kluczowych elementów fabuły jest właśnie plot twist. Na tym gruncie ciężko jest zbudować kontynuację tak, aby miało to ręce i nogi. Bo, że coś można z tego jeszcze wycisnąć, to na pewno. Pokazali się światu, niech pracują nad czymś nowym.
-
Zagrałem w końcu na Empire State - to będzie jedna z tych map, które chciałbym wywalić z rotacji na wieki. Klaustrofobiczna abominacja dla pokolenia ADHD, 20 metrów odległości między punktami, brak pojazdów. Fani CoD'a powinni być zadowoleni.
-
Dla mnie był zbyt schematyczny i bardzo przeciętnie zrealizowany. Nie wiem, może zbyt mocno mam osadzone w pamięci poprzednie odsłony, bo każda kolejna wygląda mi na marną kalkę. To chyba jesteś w mniejszości. Dla mnie The Last Jedi to taka właśnie star warsowa abberacja, z bardzo wątpliwymi decyzjami fabularnymi. Lubię Gwiezdne Wojny, ale po jednokrotnym obejrzeniu tej części, nie mam ochoty do nie wracać chyba już nigdy. Możliwe, dlatego na razie mam zamiar oglądać, choćby z ciekawości. Tak czy inaczej jestem zmęczony tym schematem. Kolejna misja kosmiczna, niby poważni, przeszkoleni ludzie, a jak zwykle dochodzi do konfliktu, statek się rozbija, obcy uwalniają. Nuda i przewidywalność. No cóż, jest tandetna i właśnie ze zbędną ekspozycją. Widząc jej początek błagałem, żeby nie skakała. Daleki jestem od poruszania kwestii możliwości fizycznych syntetyków, ale takie akrobacje kompletnie mi do tego uniwersum nie pasują.
-
Widać, aż za bardzo. Komuś się zapomniało, że to miał być jednak Alien i choć nie ma utartej definicji jak cokolwiek w tym uniwersum powinno wyglądać, z pewnością Earth na nic z niego nie wygląda. Natomiast Romulus nie wiem dla kogo był, bo to IMO ani dobry Alien, ani dobry film. Z pieniądzem się zgodzę, choć to w połączeniu z dobrym montażem, nadal produkcji nie ratują. Bardzo płytki nostalgia bait. Jeszcze te przydługie ujęcia i tworzenie na siłę konfliktów w kilkuminutowej scenie, zwyczajnie wiało tandetą. Podobnie jak scena zeskoku z klifu, co to miało być? To czego jednak najbardziej brakuje, to rzecz z której seria zawsze słynęła - atmosfera i budowanie napięcia. Tutaj te elementy zwyczajnie nie istnieją.
-
10.00.
-
Zdecydowanie za mało. Raczej staram się po prostu wytrwać w punkcie niż na pałę lecieć do kogoś aby go postawić na nogi i przy okazji samemu dostać kulkę, tracąc punkt. W BF1 mam znów masę reanimacji, ale tam grałem głównie medykiem. A K/D nie jest faktycznie wyznacznikiem niczego, zwłaszcza w przypadku tak małej ilości godzin. Sporo czasu testowałem pojazdy, a taki Bradley to jest z miejsca 6:1 k/d i nie trzeba się specjalnie starać. A jak jeszcze 2-3 osoby spawają, robi się god mode. IMO zdecydowanie repair rate do nerfa.
-
-
Pierwszy odcinek Alien: Earth. Nie miałem wysokich oczekiwań co do tego serialu, bo od początku pachniało odcinaniem kuponów. No cóż, bez niespodzianki. Obraz pełen jechania na nostalgii, taniego moralizatorstwa i pseudoartystycznych migawek. Płytki, chaotyczny scenariusz z klasycznymi głupotami dla tego gatunku i jednowymiarowymi postaciami, jak na razie kompletnie pozbawiony atmosfery Aliena. Podobać się mogą scenografia w retro stylu czy dźwięk, ale prócz tego pierwszy odcinek nie zachęca. Autorzy próbują złapać zbyt wiele stok za ogon, wciskając do kanonu jakieś hybrydy i cyborgi za jednym posunięciem, co się kompletnie nie klei. Wszystko polane jest sosem teen story, z dziecinnymi scenami typu maczeta na plecach. Obejrzę jeszcze drugi odcinek, ale widać aż za dobrze w jakim kierunku to zmierza.
-
No ciężko, żeby było inaczej. Nie tego się szuka w tej serii. Przynajmniej na papierze, bo że zwłaszcza dziś można się zdziwić co jest popularne w co nie.
-
Żeby się nie okazało, że ludzie będą walić drzwiami i oknami. Metro w BF3 też było ultra gówniane, a serwery pełne 24/7.
-
Aliena uwielbiam, więc jak serial nie siądzie (na co się niestety zapowiada), to sobie wrzucę płytkę i obejrzę ponownie dwie pierwszej części. Tak czy inaczej stratny nie będę.
