Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
Godzinę temu, Element Wojny napisał(a):

No właśnie dlatego że nie było czasu zbudować żadnej więzi. Bardzo duży błąd narracyjny, on powinien dostać kilka extra godzin z V i kilka wspólnych misji, jakaś kolacja u mamy Welles itp. 

szkoda Jacka, jak sam gralem kieys to byl zbyt ciekawa osobistoscia zeby tak szybko zniknac z gry. Dla mnie i tak nejlepsze to jest jak ogladam se od czasu do czasu w tle jak Tivolt ogrywa CB77 i jak jest ta stypa z mama Jacka jak Tivolt przezywa jakby byl na prawdziwym pogrzebie :D:D:D

Opublikowano

Zazdroszczę tak długiej przerwy. Zdążyłeś większość pozapominać i grasz prawie jak za pierwszym razem. Wiele miejscówek (np. zamglone zarośla o świcie w promieniach słońca, w pobliżu domu z łyżkami, czy widok na jezioro w Krew i Wino, czy samo miasto Beauclair na tle gór) potrafi obecnie wyglądać spektakularnie.

  • Like 2
  • Upvote 1
Opublikowano
Godzinę temu, PaVLo napisał(a):

Możliwe, że przed czwórką przejdę kolejny raz, bo też ogrywałem lata temu i w sumie już większość pozapominałem.

W grach Redów bardzo ważne są dialogi. A te zapomina się bardzo szybko.

  • Like 1
Opublikowano (edytowane)
11 minut temu, tgolik napisał(a):

W grach Redów bardzo ważne są dialogi. A te zapomina się bardzo szybko.

Dialogi, poszczególne imiona czy konkretne szczegóły można zapomnieć, ale questy całościowo mają tak dobre, że się nie da. Do dziś mi w głowie siedzi ten quest z W3 z Keirą Metz i wieżą, gdzie odkrywaliśmy historię dziewczyny ducha zjedzonej przez szczury. Nie pamiętam już jej imienia, ale do dziś pamiętam jej głos, i jak zajebiście to było napisane, i finał tej historii zależny od naszej decyzji. A to był tylko malutki quest, nic na skalę Czerwonego Barona czy Pana Lusterko. 

Edytowane przez Element Wojny
  • Like 1
Opublikowano (edytowane)

The Last Of Us ukończone — na liczniku 21 godzin.

 

Od momentu premiery w 2013 roku, słyszałem o The Last of Us wiele różnych historii. Wówczas wielu graczy oraz recenzentów ogłosiło ją jedną z najlepszych gier wszech czasów, a z biegiem lat tytuł ten zyskał wręcz status kultowego. Doczekał się wielu reedycji, a także wysokobudżetowego serialu HBO. Kilka lat temu próbowałem podejść do tej gry w ramach jednej z usług streamingowych Sony — niestety, jakość była bardzo słaba, a sama gra mnie nie porwała. Zrezygnowałem na etapie trzeciego rozdziału. Jednak po premierze pełnoprawnego remake’u na PC, postanowiłem dać jej drugą szansę.

 

Gra zdecydowanie zachwyca klimatem. Wizualnie jest przepiękna, a dbałość o detale stoi na bardzo wysokim poziomie. Bardzo spodobały mi się tzw. ukryte historie — opuszczone domy, dramaty ludzi, fotografie na ścianach, porozrzucane notatki, które potrafiły opowiedzieć smutne, poruszające historie. Przykładami mogą być losy Iz’a i dzieci w kanałach, czy też tragiczna decyzja rodziców z kampera, którzy — nie mogąc ochronić własnych dzieci — popełnili rozszerzone samobójstwo. Na osobny wpis zasługuje Voice Acting - zarówno aktorka podkładająca głos Ellie, jak i aktor podkładający głos Joel'a - top topów. Zresztą to samo mogę powiedzieć o reszcie obsady, tutaj nikt nie schodzi poniżej pewnego poziomu. 

 

Jeśli chodzi o główną fabułę — uważam ją za raczej przeciętną. Brakuje w niej zaskoczeń, zwrotów akcji, wszystko prowadzone jest bardzo liniowo, bez możliwości wpływu gracza na wydarzenia. Pierwsza połowa gry, mimo kilku udanych momentów, średnia. Dużo lepiej robi się od momentu pojawienia się Henry’ego i Sama. Pojawiają się mocniejsze wątki, jednak często przewidywalne — jak choćby historia z Davidem (bo czegoż innego mógłby chcieć od Ellie…).

 

Fabuła jest tu jednak tylko tłem dla najważniejszego elementu gry — rozwijającej się relacji Joela i Ellie. Ta została zrealizowana naprawdę fajnie, choć pewne elementy można było zrobić lepiej. Największe przeskoki w ich relacji dzieją się poza ekranem — zazwyczaj w momencie zmiany pory roku. Przykład: Ellie wspomina Sarę, a Joel reaguje bardzo chłodno i zamyka temat. Nagle mamy przeskok czasowy — i już o niej rozmawiają bez problemu. Zabrakło mi pokazania samego procesu otwierania się Joela — momentu, w którym coś w nim pęka, kiedy Ellie do niego "dociera". Tymczasem gra po prostu „informuje”, że relacja zaszła na wyższy poziom. Emocjonalnie również mogło być lepiej. Pojawia się kilka mocnych, poruszających momentów, ale jest ich naprawdę niewiele. Spodziewałem się po tej historii większego ładunku emocjonalnego, zwłaszcza że jestem ogromnym fanem właśnie tego typu ludzkich dramatów.

 

Gameplay nie trafił w mój gust. Jest prosty i bardzo powtarzalny. Sztuczna inteligencja przeciwników często zawodzi — wielokrotnie zdarzało się, że przy dwóch wrogach obok siebie, mogłem obezwładnić jednego, a drugi tego nie widział ani nie słyszał, mimo że stał kilka kroków dalej. Najzabawniejsze momenty to te, gdy rzucałem cegłą, a przeciwnicy biegli w jedno miejsce jak sterowani jednym skryptem — po najdalej minucie pozostało tylko liczyć zużytą amunicję. Może w 2013 roku taki poziom rozgrywki był akceptowalny, ale w 2025 roku nie robi już większego wrażenia. Muzyka natomiast bardzo przypadła mi do gustu — świetnie współgra z klimatem gry. Z technicznego punktu widzenia - słabo. Grę wywalało do pulpitu co najmniej 40 razy. Problem występuje u wielu graczy od ostatniej aktualizacji, choć wcześniej tego nie było. W sieci można znaleźć wiele podobnych zgłoszeń na Steamie.

 

Finał rozczarował, bo tak naprawdę nic nie kończy - po pojawieniu się napisu PART 1 zakładam, że prawdziwe zakończenie czeka mnie dopiero w PART 2. Za jakiś czas sprawdzę sam.

Podsumowując: gra jest jak najbardziej ok, ale szczerze mówiąc — nie rozumiem tych wszechobecnych zachwytów i ocen 10/10, które pojawiały się przez lata. Może rzeczywiście w 2013 roku robiła ogromne wrażenie, ale dziś, z perspektywy 2025 roku, trudno mi to w pełni docenić. Dla mnie osobiście — solidne 7/10. I to jest maksymalna nota, jaką mogę jej uczciwie wystawić.

Edytowane przez Element Wojny
  • Like 1
Opublikowano
11 godzin temu, Element Wojny napisał(a):

The Last Of Us ukończone — na liczniku 21 godzin.

 

Od momentu premiery w 2013 roku, słyszałem o The Last of Us wiele różnych historii. Wówczas wielu graczy oraz recenzentów ogłosiło ją jedną z najlepszych gier wszech czasów, a z biegiem lat tytuł ten zyskał wręcz status kultowego. Doczekał się wielu reedycji, a także wysokobudżetowego serialu HBO. Kilka lat temu próbowałem podejść do tej gry w ramach jednej z usług streamingowych Sony — niestety, jakość była bardzo słaba, a sama gra mnie nie porwała. Zrezygnowałem na etapie trzeciego rozdziału. Jednak po premierze pełnoprawnego remake’u na PC, postanowiłem dać jej drugą szansę.

 

Gra zdecydowanie zachwyca klimatem. Wizualnie jest przepiękna, a dbałość o detale stoi na bardzo wysokim poziomie. Bardzo spodobały mi się tzw. ukryte historie — opuszczone domy, dramaty ludzi, fotografie na ścianach, porozrzucane notatki, które potrafiły opowiedzieć smutne, poruszające historie. Przykładami mogą być losy Iz’a i dzieci w kanałach, czy też tragiczna decyzja rodziców z kampera, którzy — nie mogąc ochronić własnych dzieci — popełnili rozszerzone samobójstwo.

 

Jeśli chodzi o główną fabułę — uważam ją za raczej przeciętną. Brakuje w niej zaskoczeń, zwrotów akcji, wszystko prowadzone jest bardzo liniowo, bez możliwości wpływu gracza na wydarzenia. Pierwsza połowa gry, mimo kilku udanych momentów, średnia. Dużo lepiej robi się od momentu pojawienia się Henry’ego i Sama. Pojawiają się mocniejsze wątki, jednak często przewidywalne — jak choćby historia z Davidem (bo czegoż innego mógłby chcieć od Ellie…).

 

Fabuła jest tu jednak tylko tłem dla najważniejszego elementu gry — rozwijającej się relacji Joela i Ellie. Ta została zrealizowana naprawdę fajnie, choć pewne elementy można było zrobić lepiej. Największe przeskoki w ich relacji dzieją się poza ekranem — zazwyczaj w momencie zmiany pory roku. Przykład: Ellie wspomina Sarę, a Joel reaguje bardzo chłodno i zamyka temat. Nagle mamy przeskok czasowy — i już o niej rozmawiają bez problemu. Zabrakło mi pokazania samego procesu otwierania się Joela — momentu, w którym coś w nim pęka, kiedy Ellie do niego "dociera". Tymczasem gra po prostu „informuje”, że relacja zaszła na wyższy poziom. Emocjonalnie również mogło być lepiej. Pojawia się kilka mocnych, poruszających momentów, ale jest ich naprawdę niewiele. Spodziewałem się po tej historii większego ładunku emocjonalnego, zwłaszcza że jestem ogromnym fanem właśnie tego typu ludzkich dramatów.

 

Gameplay nie trafił w mój gust. Jest prosty i bardzo powtarzalny. Sztuczna inteligencja przeciwników często zawodzi — wielokrotnie zdarzało się, że przy dwóch wrogach obok siebie, mogłem obezwładnić jednego, a drugi tego nie widział ani nie słyszał, mimo że stał kilka kroków dalej. Najzabawniejsze momenty to te, gdy rzucałem cegłą, a przeciwnicy biegli w jedno miejsce jak sterowani jednym skryptem — po najdalej minucie pozostało tylko liczyć zużytą amunicję. Może w 2013 roku taki poziom rozgrywki był akceptowalny, ale w 2025 roku nie robi już większego wrażenia. Muzyka natomiast bardzo przypadła mi do gustu — świetnie współgra z klimatem gry. Z technicznego punktu widzenia - słabo. Grę wywalało do pulpitu co najmniej 40 razy. Problem występuje u wielu graczy od ostatniej aktualizacji, choć wcześniej tego nie było. W sieci można znaleźć wiele podobnych zgłoszeń na Steamie.

 

Finał rozczarował, bo tak naprawdę nic nie kończy - po pojawieniu się napisu PART 1 zakładam, że prawdziwe zakończenie czeka mnie dopiero w PART 2. Za jakiś czas sprawdzę sam.

Podsumowując: gra jest jak najbardziej ok, ale szczerze mówiąc — nie rozumiem tych wszechobecnych zachwytów i ocen 10/10, które pojawiały się przez lata. Może rzeczywiście w 2013 roku robiła ogromne wrażenie, ale dziś, z perspektywy 2025 roku, trudno mi to w pełni docenić. Dla mnie osobiście — solidne 7/10. I to jest maksymalna nota, jaką mogę jej uczciwie wystawić.

W sumie masz trochę racji - dziś TLOU już tak nie robi wrażenia jak kiedyś. Ja grałem jeszcze na PS3 i wtedy to był kosmos, klimat i historia siadły mi totalnie. :) Graficznie także, jak na możliwości PS3 to robiło ogromne wrażenie. 
ND było wtedy w absolutnym topie - co gra, to wyższa poprzeczka, złota era studia. Na zakończenie PS3 dowalili konkretnie. 
Co do Part 2, to myślę, że gameplayowo może Ci bardziej podejść - dla mnie dużo lepsza walka, płynniejsze skradanie i AI przeciwników na zupełnie innym poziomie.

  • Thanks 1
Opublikowano (edytowane)

Zwyczajnie przegapiłem moment i tyle. Widać, że ta gra była tworzona z myślą o graczach z 2012 roku – wiele rozwiązań, które wówczas mogły uchodzić za przełomowe czy świeże, dziś sprawia wrażenie nieco przestarzałych. Trudno więc patrzeć na nią z tą samą ekscytacją, z jaką była odbierana w momencie premiery. I tutaj nie pomoże żaden remake remaster, bo elementy gameplayowe raczej się nie zmieniły względem oryginału. Zdaję sobie sprawę, że te uniwersum ma ogromną bazę fanów, i wartość medialna tej historii jest ciągle podkreślana i pielęgnowana, ale u mnie nie działa motyw sentymentalny, bo to było moje pierwsze przejście tej gry i nie mam z nią związanych żadnych wspomnień, gdzie wiele osób ma za sobą po kilkanaście nawet przejść od ery PS3, PS4, remastera, remake'a itd. 

Edytowane przez Element Wojny
  • Like 1
Opublikowano (edytowane)

Są agresywni w późniejszej fazie gry, ale są też przewidywalni. Sam czasami zastanawiałem się jakim cudem oni mnie nie widzą, kiedy ja się ukrywałem za jakąś niewysoką przeszkodą, mając jednego kolesia po lewej, jednego po prawej, i jednego centralnie przede mną. Że już nie wspomną że nikt nie widział Ellie, która przemieszczała się dosłownie na widoku. Ale żeby było fair - były też motywy w drugą stronę, że czego bym nie zrobił to i tak od razu zostałem zauważony, szczególnie pamiętam to z kanałów i z jakiegoś budynku/szpitala na etapie Henry'ego i Sama. Było to momentami denerwujące, ale dzięki temu miałem okazję z sensem używać pułapek. Fun fact - finał był chyba najłatwiejszym finałem jaki kiedykolwiek grałem - oczywiście, kolesie opancerzeni, łuk niewiele da, na noże z taką ilością nie ma co iść - i wiesz co zrobiłem? Każdego, bez wyjątku, udusiłem. Było to wyzwanie, bo kolesie szybko reagowali a jakikolwiek dźwięk to była momentalne otoczenie danego miejsca z wszystkich stron, ale jak pisałem wcześniej - byli przewidywalni. Dopiero na ostatnim piętrze, kiedy ustawili się centralnie celując w jedną stroną, broniąc dostępu do pokoju z Ellie, musiałem wystrzelać się z wszystkiego co miałem. 

 

Ja nie jestem fanem elementów skradankowych, i takie motywy mnie raczej męczą a nie ekscytują, ale TLOU to niedługa gra więc nie było to problemem, jednak dziwne zachowania AI były zauważalne. 

38 minut temu, slafec napisał(a):

TLOU 1 to przede wszystkim fenomenalny duet Ashley Johnson & Troy Baker. Voice acting na najwyższym poziomie.

Tak, masz rację, VA jest na najwyższym poziomie. 

Edytowane przez Element Wojny
Opublikowano

Wizja artystyczna Cuszimy oczywiście piękna, jednak w szczególe, do podziwiania w każdej minucie gry, AC: Shadows zdecydowanie lepszy. Uważam też i walki (Naoe) i historię za ciekawszą w AC:S niż w GOT.

Opublikowano (edytowane)

Jakoś wizja grania Japończykiem w Japonii bardziej do mnie przemawia. Do tego nie mam zamiaru po raz kolejny babrać się w gówno questy poboczne, jakie widziałem w Odyssey, typu przynieś 5 zanieś 7 zabij 10 - żeby odblokować dalsze etapy fabuły głównej. 

 

 image.png.859cd65dc379af15167ce99dcdd4121d.png

Edytowane przez Element Wojny
Opublikowano (edytowane)
4 godziny temu, Element Wojny napisał(a):

 image.png.859cd65dc379af15167ce99dcdd4121d.png

Chyba zamieniłbym zawartości tych dwóch kolumn. Fabuła w Cuszimie patetyczna - znudziła mnie po paru godzinach i dwóch podejściach, na PS4pro i na PC. Konstrukcja misji i mechaniki jakieś takie archaiczne - chyba, że wszyscy od nich później skopiowali. No i ten beznadziejny wiatr zamiast normalnych znaczników. Czy wspomniałem już o liskach? Blee.

P.S. Fajnie gra się Japonką Shinobi w AC:Shadows.

Edytowane przez tgolik
  • Haha 1

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

  • Popularne tematy

  • Najnowsze posty

    • Skoro kupiłeś WOLED to wiedziałeś na co się piszesz 
    • Teraz to już nie wiem czy trollujesz, czy serio masz taki dziwny gust lub jego brak.  Widzę Cię głównie w tematach generycznych, przemysłowo produkowanych gier, z checklistą zamiast pasji oraz outsourcingu zamiast chętnych, stałych pracowników. Te "wizytówki" były robione przez AI, często w ogóle nie pasując do gry. Firma nie podała w opisie Steam że użyli AI, więc chyba każdy może dostać zwrot, nawet po wielu godzinach i ponad 2 tygodniach, bo były takie przypadki.   Zajrzałem ponownie do tematu, bo król parodii zrobił film.  
    • Zgadza się. 5060ti powinna mieć najwyżej 12GB, za to 5070 już 16GB. Wtedy miałoby to sens. A tak muszę się posiłkować DLSS + ewentualnie FG  Jednak różnica pomiędzy 3060ti 8GB a 5060ti 16GB jest spora. Może te 16GB Vram wystarczy do Rubina w 2027 roku  
    • Przy okazji przedstawiania planu pokojowego sekretarz amerykańskiej armii Dan Driscoll przekazał stronie ukraińskiej, że stoi w obliczu "nieuniknionej porażki" - donosi stacja NBC News. Zdaniem Amerykanina sytuacja Ukrainy oznacza, że nie może ona dyktować warunków, a dalsza zwłoka jeszcze bardziej osłabia jej pozycję. W opinii Kijowa pierwotna propozycja USA oznacza de facto kapitulację wobec Kremla. Sekretarz armii USA Dan Driscoll wygłosił serię ponurych prognoz dotyczących sytuacji na froncie i nalegał na przyjęcie wstępnej wersji amerykańskiego planu pokojowego podczas niedawnej wizyty w Kijowie - informuje stacja NBC News, powołując się na dwa źródła zaznajomione z przebiegiem spotkania. Według informatorów Driscoll poinformował ukraińskich urzędników, że sytuacja ukraińskiej armii pogarsza się: Rosjanie zwiększają tempo nalotów, dysponują praktycznie nieograniczonymi zasobami i mogą prowadzić długotrwałą wojnę bez utraty impetu. Podkreślił, że dalsza zwłoka jeszcze bardziej osłabi pozycję Kijowa. Delegacja USA ostrzegała również, że Stany Zjednoczone nie są już w stanie zapewnić Ukrainie niezbędnej liczby środków obrony powietrznej i amunicji.   Jedno ze źródeł twierdzi, że komunikat Driscolla po przedstawieniu planu pokojowego był jasny.    "Generalnie przesłanie było takie: Przegrywacie i musicie zaakceptować ofertę" - czytamy.   Stacja opisuje, że strona ukraińska uprzejmie odmówiła podpisania pierwotnej wersji dokumentu, który w Kijowie uznany został za de facto kapitulację wobec Kremla.   Według NBC News sytuacja ta była kolejnym przejawem głębokiego podziału w ekipie Donalda Trumpa co do sposobu zakończenia wojny w Ukrainie.   Obóz skupiony wokół wiceprezydenta USA J.D. Vance'a i specjalnego wysłannika Steve'a Witkoffa uważa, że to Kijów utrudnia osiągnięcie pokoju i nalega na wywieranie presji i wymuszanie kompromisów ze strony Ukrainy.   Tymczasem obóz sekretarza stanu USA Marco Rubio winą obarcza Rosję i twierdzi, że Moskwa ustąpi dopiero pod presją sankcji i twardej postawy Zachodu.   Sam Donald Trump - jak podaje stacja - często "waha się" pomiędzy tymi dwoma podejściami. https://wydarzenia.interia.pl/ukraina-rosja/news-przegrywacie-naciskal-na-ukraine-w-usa-narasta-konflikt,nId,22460388
  • Aktywni użytkownicy

×
×
  • Dodaj nową pozycję...