Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
W dniu 21.05.2025 o 18:51, lukadd napisał(a):

Ta, to są bestie, szwagier ma takiego w fullym, normalnie nie używa wspomagania na maxa, tylko leciutko lub wcale na prostych, w zależności od warunków. Ale jakieś hardcory jak np. był w Alpach wjazd na górkę single trackiem na odcinku ~17km wjazd 1400metrów w górę. Odcinki podjazdów 15-20%, a nawet powyżej 20% tam się trafiały. Do czegoś takiego to jest świetna zabawka.

Na nic te wszystkie waty i momenty jeżeli nie potrafi się ich opanować.

Kiedyś testując elektryka też byłem taki napalony, ooo teraz to podjadę, nie ma bata. Mhm, jak silnik dał pełną moc, przednie koło poszło w górę, to się podjazd skończył może po 2m :E

 

Innym razem testując na mniej stromych podjazdach najlepiej mi się jechało gdzieś po środku wspomagania, tak żeby było czuć ale rower nie próbował uciekać.
Teraz, kilka generacji sterowników dalej, pewnie jest zdecydowanie lepiej ale nadal wątpię czy maksymalne tryby mają sens, czy to dobre się zgrywa i czuć współgranie.

Opublikowano

@Bono_UG

 

Tak jak rozmawiałem z szwagrem jak jeździ po tych mocnych podjazdach. To ogólnie tryby się dostosowuje i zmienia. On ma ten chyba najnowszy najmocniejszy silnik speca z 2024 roku, tam może własne profile robić i dostosowywać krzywe wspomagania. Ma czujnik mocy, wie ile sam wkłada w pedały, a ile mu silnik daje. Więc dostosowuję do trasy i formy.

 

Ogólnie ostatnio przy okazji jak regulował przerzutkę, bo skrajne blaty mu trochę nie pasowały jak działają to pytałem się czy w ogóle używa największego blatu, a tam jest normalnie naleśnik :E I mówił, że jak najbardziej strome trudne podjazdy i używa.

Ogólnie te topowe silniki bardzo naturalnie działają, tam są czujniki mocy, nacisku na pedały, krzywe można dostosować w zależności od wkładanej przez siebie mocy w pedały, także to wszystko współgra ze sobą + wiadomo, moc wspomagania trzeba pojeździć i wtedy się wie jak i na jaki odcinek jest optymalnie i jak to dopasować pod siebie.

Opublikowano

IMG_20250529_153044118_HDR.thumb.jpg.075ac8a3397bb0d43a2306f22bf8a7f8.jpg

 

Ostatni nabytek, rowerowe trio (szosa,MTB,gravel) skompletowane. Merida Silex 400. Znów czarny egzemplarz, ale wyboru za dużego nie było.

 

Kilka zmian względem stocka - założony dłuższy mostek, sztyca wymieniona na karbonową. Toseek z Ali, jestem pozytywnie zaskoczony jakością. Dobrze wykończony kawałek węgla. Kupiłem głównie z ciekawości i z powodu zbyt krótkiej sztycy fabrycznej (350 mm vs 400 mm nowa). Sam rower w porządku, choć Merida ma dość dziwną rozmiarówkę. To jest L, a stack i reach większe niż w moim Canyonie XL.

 

Jadą jeszcze karbonowe koła gravelowe również z Ali i na razie tyle.

  • Like 2
  • Upvote 1
Opublikowano

Robi to, chciałem zobaczyć jak działa to fabryczne mocowanie. Mam na szczęście drugi zestaw - adapter i mocowanie do szyn siodełka, tak jak w szosie. Na dniach zainstaluję. ;)

 

  • Like 1
Opublikowano

Dzisiaj się tak fajnie jeździło, że wpadła druga seteczka w tym roku :cool:

Zrzut-ekranu-2025-05-30-181423.png

 

 

Najlepsza kostka po jakiej kiedykolwiek jeździłem, normalnie jakbym po asfalcie jechał :thumbup: 

HaZgeWxodk3XlNTgeSQwbYG87DWjNgvTjgizS7sw

  • Upvote 1
Opublikowano (edytowane)

Co to za kiera? Giantowska/Cadexowa?

 

Czasem zazdroszczę takich płaskich tras i terenów. U mnie to nie ma szans by na dystansie 100km zrobić mniej niż 800m w górę. Chyba, że na dystansie 10km w pewnym miejscu jeździłbym w kółko. Zwykle na 100km wpada 1200-1300m przewyższeń. Ale w sumie nie narzekam, jest różnorodnie. Nieco bardziej płaskie tereny mam jak udam się na zachód od Jury.

 

U mnie od 5 dni infekcja i bez roweru. Organizm jednak nie wytrzymał tego tragicznego maja. Lepiej jeździło mi się w marcu i kwietniu. To majowe powietrze jakieś nieprzyjemnie arktyczne, mimo niemałej temperatury na termometrze.

 

edit:

 

Ostatnia traska przed chorobą, starałem się by była jak najbardziej płaska xd. Komoot pokazał mniej niż 800m przewyższeń, jak widać wyszło jednak trochę więcej. No, ale na gravelu nie miałem szans utrzymać średniej 30km/h na takim dystansie. Ogólnie 1,5-2km/h szybciej jadę na szosie niż gravelu. Po kilku jazdach jestem zadowolony z Treka. Na przyszły sezon tylko nowe koła wjadą, bo standardowe Bontragery to kowadła, ponad 1700g wagi przy 35mm stożku. No i kierownice pasuje obniżyć coby pozycja bardziej agresywna była niż na szutrowcu.

 

Zrzutekranu2025-05-30214950.png.350fbb856911a69c5e119a709e7a0203.png

Edytowane przez babayaga
  • Like 1
Opublikowano (edytowane)

To jest to co dostałem z rowerem, Giant Contact SLR Aero. Maj nas nie rozpieszczał, pogoda była do dupy, miejmy nadzieję, że ten czerwiec będzie o wiele lepszy. Mazowsze i Warszawa ogólnie są płaskie, ale jest parę takich podjazdów, gdzie trzeba się napocić, okolice Góry Kalwarii, Czerska, tam są trasy z nachyleniem około 8%, dla wyjadaczy to nic, ale dla kogoś takiego jak ja, to niezły daje wycisk. Zawsze jak tamtędy jadę, to widzę ludzi prowadzących swoje rowery pod górę ;) Ja to nawet nie zawracam sobie głowy średnią, i tak nie zrobię 30 km/h jak jadę przez miasto, musiałbym gnać przed siebie nie patrząc się na nic, nikogo, żadne światła, tory, pasy, itp. Usunąłem ją z Wahoo żeby mnie nie wkurzała :D

 

Zrzut-ekranu-2025-05-30-221941.png

 

Edytowane przez DITMD
  • Like 1
Opublikowano (edytowane)
8 minut temu, Jaycob napisał(a):

Jaki model tego Wahoo? Daje radę, jesteś zadowolony? Mój Garmin 520 Plus padł i rozglądam się za czymś w podobnej klasie.

To jest Wahoo Element Bolt V2. Oczywiście, jestem bardzo zadowolony, ma wszystko, czego potrzebuję, nie sprawia żadnych problemów. Aczkolwiek jedna rzecz mi się nie podoba, nie można w nim kreować swoich własnych treningów, można to obejść, ale za dużo jest z tym zabawy jak dla mnie. Niedawno miała premierę wersja numer 3, ale szczerze mówiąc, nie zrobiła na mnie pozytywnego wrażenia. Usunęli przyciski, a Bolt został potraktowany po macoszemu, chyba najlepszą opcją byłby Roam 3, bo Ace to za duża i ciężka cegła. 

Edytowane przez DITMD
  • Like 1
Opublikowano

Bolt V2 jest teraz za niecałe 900 zł na Amazonie, jakby ktoś chciał. Sam myślałem nad zmianą, ale przywykłem do ekosystemu Garmina.

 

Maj faktycznie problematyczny, u mnie padało na tyle regularnie, że kilka dni musiałem spędzić ponownie na trenażerze. Oby w czerwcu było lepiej.

Opublikowano

To ja właśnie teraz zauważyłem, że po dzisiejszej jeździe zanotowało mi 189 tętno, czyli max jakikolwiek miałem. Wcześniej 187 ale to rok temu, zwykle ostatnio nie mogłem 183 przekroczyć. Nie był to raczej jakiś błędny peak, bo chwilę to trwało, a pomiar mam garmina z klaty. Tylko że totalnie nie czułem wtedy żebym miał aż tak wysokie tętno, dopiero w statsach po jeździe zobaczyłem. Atakowałem wtedy krótki segment, ale czułem że była jeszcze rezerwa. Widziałem jedynie przy spokojniejszej jeździe, że mam tętno większe niż zwykle, ale to pewnie przez to że jestem po chorobie.

Opublikowano (edytowane)

Gravel Adventure 2025 za mną. Startowałem na dystansie 66 km/1200 metrów przewyższenia. Long story short - najtrudniejszy, najbardziej hardcorowy wyścig w jakim brałem udział.

 

Pogoda nie zapowiadała się źle, ale praktycznie każdy serwis pisał o przelotnych opadach. Okej, po to kupiłeś gravela gościu, prawda? Nie ma wymiękania, wrzucamy rower do bagażnika, partnerkę na przednie siedzenie (OPNS - Oficjalny Przypinacz Numerów Startowych) i w drogę. Co złego może się stać?

 

Wyścig startował na Polanie Jakuszyckiej w Górach Izerskich, miejscu o specyficznym mikroklimacie. I zdecydowanie dał on o sobie znać. Zaczęło się jednak niewinnie, lekka mżawka, trochę wiatru (jak to na przełęczy), ale po starcie przestało padać, w lesie wiatr też już nie dawał się we znaki. Grunt wilgotny, ale nie mokry, trochę kałuż do ominięcia. Chciałoby się powiedzieć, idealna pogada na ściganie. Co złego może się stać?

 

Na zjeździe w kierunku Polany, gdzie przebiegała trasa, spada mi łańcuch. Moja wina zapewne, nie skorygowałem położenia prowadnicy półbiegiem i na bardzo wyboistym fragmencie zeskoczył. Zatrzymanie, 30 sekund mocowania, łapy całe w smarze. Jedziemy dalej. Trasa piękna, podjazdy już mniej. Jak to w Izerach, stosunkowo długie i sztywne. Asfalt w stronę Stogu Izerskiego dał się we znaki, na Garminie zakres 7-10% bez końca. Jedziemy w grupie we trzech i sapiemy sobie w kierownicę, wyprzedzają nas pierwsi zawodnicy z UCI Gran Fondo, które na dystans 120 km wystartowało godzinę wcześniej. Przykry widok, ale przynajmniej krótki. Dla nich oczywiście, nie dla nas, my pokornie gapimy się w asfalt. 

 

Koniec podjazdu, Garmin pokazuje 35 kilometr. Zaczyna delikatnie padać, ale hej - najtrudniejsze za nami. Teraz zjazd, później trochę płaskiego i hopki, ponownie podjazd już raz pokonywany i meta na Polanie. Co złego może się stać?

 

Złe stało się 2 km później. Przynajmniej tyle pamiętam, bo pozostała część trasy to walka o przetrwanie. Deszcz zaczyna padać coraz mocniej, temperatura spada momentalnie, deszcz przechodzi w rzęsistą ulewę. Po kolejnych 2 kilometrach nie mam już suchej części ubioru na sobie, a rower zaczyna pokrywać się błotem. Okej, jestem dobrze ubrany, nie ściągnąłem na szczęście bluzy. Jedziemy. Tutaj warto zaznaczyć, że ja generalnie w deszczu nie jeżdżę. Nie jestem więc do tego przyzwyczajony, przygotowany, stąd po kolejnych kilku kilometrach zaczynam odczuwać skutki zimna. Deszcza zalewa mi okulary, praktycznie nic nie widać, po ściągnięciu dostaję błotem po twarzy, wycieram więc okulary i zakładam ponownie.

 

Następny segment to równina, gdzie deszcz zacina coraz mocniej, pojawia się też mocny wiatr. Mijam kolejne ofiary trasy i pogody - gościa grzebiącego coś przy jarzmie siodełka, gościa zmieniającego oponę na odwróconym rowerze. Myślę, że przynajmniej mój rower spisuje się jak na razie bez zarzutu. Kilka minut później zaczyna się blokować przedni hamulec. Na początku tarcza głośno trze o zaciski, po przejechaniu kilkuset metrów czuję już mocny opór w przednim kole. Nie uśmiecha mi się stawanie w ostrym deszczu po środku niczego, ale nie ma wyjścia. Próbuję jeszcze kilka razy zacisnąć hamulec i puścić - poszło! Tarcza nadal trze, ale już znacznie mniej. W pełni akceptowalne.

 

Następne 20 km to niekończąca się walka z deszczem, zimnem, błotem i turystami z psami na zdecydowanie zbyt długiej smyczy. Ledwie widzę przez okulary, zaczyna siadać przednia przerzutka. Z trudem jestem w stanie wrzucić łańcuch na duży blat. Małe podjazdy to w zasadzie jazda przez strumienie wody, rowery zapadają się w błocie. Raz ratuję się szybkim wypięciem i podparciem. Noga będzie boleć przez kilka dni.

 

Ostatnie 5 kilometrów dłuży się niesamowicie. Podjazd który pokonałem na początku wyścigu ze średnią 13 km/h, jadę jakieś 8-9 km. Jak to się mówi w kolarskim żargonie, zaczyna odcinać prąd. Wyprzedzam jakiegoś dziadka, który widocznie wystartował na tym samym dystansie. Pyta się ile jeszcze. Mówię mu, że 3 kilometry. Pyta się czy 3 km podjazdu. Mówię, że do mety. Oby Garmin nie kłamał.

 

W końcu docieram do miejsca gdzie spadł mi łańcuch, ale tym razem odbicie w prawo i kilkaset metrów do mety. Udało się. Podchodzi jakaś babeczka, zawiesza coś na szyję. Ja myślę już tylko o żarciu i jakimś ciepłym miejscu, żeby opanować drżenie ciała. Za mną linię mety przekracza zawodnik z dystansu 120 km - uśmiech na twarzy, krótki rękawek. Staje z boku i zaczyna robić sobie selfiki telefonem. Pora się stąd zabierać, zjem w domu. :E 

 

 

Edytowane przez Vulc
  • Like 3
  • Upvote 4
Opublikowano

"I co ja robię tu (u-u, co Ty tutaj robisz)" ;)

 

Dojechałeś, przetrwałeś, będziesz miał to w pamięci :thumbup:
Gdyby pogoda była dobra, to za kilka lat byś pewnie zapomniał, ot kolejny wyścig.

 

Pierwszy w życiu wyścig (bardzo lokalne XC) też miałem na mokro. Przeszła burza, start był jeszcze w deszczu. Na trzecim kółku zjazdy były już rozdyźdane i na jednym poleciałem (na szczęście niegroźnie). Hamulec z tyłu tak się zjechał, że pod koniec praktycznie nie łapał (v-ki). Jedyny plus, że po lesie, więc wiatr nie grał roli.
Zdublowali mnie na 3 okrążeniu (a może już na 2?), czy drugi raz już nie pamiętam ale jak zaczynałem kolejne, to z tyłu słyszałem finisz.

8 godzin temu, Vulc napisał(a):

Ja myślę już tylko o żarciu i jakimś ciepłym miejscu, żeby opanować drżenie ciała. Za mną linię mety przekracza zawodnik z dystansu 120 km - uśmiech na twarzy, krótki rękawek.

Prosty wniosek, za wolno jechałeś, za mało watów szło i się nie rozgrzałeś ;)
U mnie na mecie z ludzi dosłownie parowało. Mi na pewno nie było zimno ale też zmęczenie nie było jakieś bardzo duże, w końcu według notatek to było tylko 17km (pełny dystans to 21-24km, nie pamiętam dokładnie).

  • Upvote 1
Opublikowano (edytowane)

Tak, trasa taka pod gravel, czyli technicznie niezbyt trudna. Pogoda zrobiła swoje i oczywiście, że nie żałuję - takiej zabawy jeszcze na koncie nie miałem. Równocześnie nie czarujmy się, na MTB pewnie bym miał równie dobry wynik. Na jednym z kamienistych zjazdów gościu na MTB przemknął koło nas z taką prędkością, że aż przykro było patrzeć. I taki jest w zasadzie rower gravelowy - wolniejszy na szosie, zbyt toporny na mocniejsze nierówności. Do wszystkiego i do niczego. Mimo tego fajnie się sprawdza jako zwiadowca i przyda się pod bikepacking, który w przyszłości też chcę zaliczyć.

 

Fakt, nie byłem w stanie się rozgrzać. Brak doświadczenia w takich warunkach + kiepski ubiór zrobiły swoje. Zabawne, bo miałem wjechać do Deca po jakąś lekką kurtkę przeciwdeszczową, ale się nie wyrobiłem. Waty? Jak bak pusty, to nie ma czym depnąć. :E Na szczęście z reguły szybko się regeneruję. Wleciała, kawka, jakiś pączek i można wsiadać za kierownicę.

 

Co mnie na pewno uratowało to zamleczenie opon. No i nowe opony właśnie. Poczytałem trochę o modelach gravelowych i zdecydowałem się na Tufo Thundero HD. Kawał świetnej gumy. Na asfalcie toczą się naprawdę szybko, w terenie trzymają jak należy. Obawiałem się trochę jak poradzą sobie w deszczu i błocie, ale niepotrzebnie - nawet na wysokim zmęczeniu na łukach czułem się pewnie i leciałem 40 km/h. Fabryczne Maxxis Rambler to jednak nie ta klasa.

 

Pod ten wyścig zakupiłem też plecak USWE Outlander 2. Ceny tych małych plecaków są absurdalne, ale sam sprzęt bardzo spoko - lekki i praktycznie nieodczuwalny. 

 

Jeszcze z ciekawostek, na tym samym dystansie startowała niejaka Maja Włoszczowska. Well, wynik miała trochę lepszy ode mnie. :E 

 

 

Edytowane przez Vulc
Opublikowano
22 minuty temu, Vulc napisał(a):

Poczytałem trochę o modelach gravelowych i zdecydowałem się na Tufo Thundero HD. Kawał świetnej gumy. Na asfalcie toczą się naprawdę szybko, w terenie trzymają jak należy. Obawiałem się trochę jak poradzą sobie w deszczu i błocie, ale niepotrzebnie - nawet na wysokim zmęczeniu na łukach czułem się pewnie i leciałem 40 km/h.

Nie było mi dane wypróbować - poległem na zakładaniu kosztem 2 łyżek i dziabniętej dętki tpu.
Już dawno nie miałem okazji z tak ciasnymi gumami się mierzyć.

Opublikowano

Tufo Thundero HD 44 nawet ja się naumiałem zakładać i ściągać. Kilka razy już to robiłem czy przy zmianie dętek na inne czy jak obręcz oddawałem do centrowania. Teraz już nie ma żadnego problemu, jak mi strzeliła dętka na trasie to poszło bezproblemowo i nawet moja mini elektryczna pompeczka cycplusa dała radę bez problemu dopompować, aby wskoczyła. 

 

Gorzej miałem jak pierwszy raz zakładałem S-Works Pathfinder 2Bliss, bo nie chciała mi równo wskoczyć na obręcz w gravelu, ale jak się okazało nie wskakiwała bo za mało pompowałem. Teraz już wiem, że trzeba mocniej pompnąć trochę poruszać i wskakuję też bez większych problemów.

 

 

Opublikowano

Ja nawet nie doszedłem do momentu, żeby męczyć się z osadzeniem w rantach.
Główny problem to było samo założenie na obręcz. Jak już się udało, to nie szło upchnąć dętki, żeby nie była przytrzaśnięta.
W domu mogę się pomęczyć ale jak pomyślałem, że bym musiał tak samo w trasie... Przerabiałem już temat z ciężką obręczą w mieszczuchu, w okolicach 0° i wietrze. Wtedy zdecydowałem się na wymianę obręczy, obecnie to nie wchodzi w grę, szkoda kasy i brak gwarancji, że to cokolwiek zmieni.

 

Ciasne opony to jedno ale różne obręcze też dadzą inny poziom trudności zakładania. Stąd mogą być różne opinie o trudności zakładania.

Opublikowano

Ja z tego co zauważyłem to pierwsze założenie jest najgorsze jak jest nówka sztuka, a później jak się już kapkę rozjeździ to idzie na relatywnym luzie. No i jak już się wie jak ją wrzucić. Wymiana dętki to dosłownie chwila teraz u mnie.

 

Z Sworksami jeszcze bardziej się męczyłem za pierwszym razem niż z Tufo nawet, aby je wrzucić. Ale później jak dętki inne testowałem i zmieniałem parę razy to już luzik.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...